Antoni Słonimski - Terror opinji

Z sapijaszko.net
Skocz do: nawigacja, szukaj


[edytuj]

Wielu ludzi żyje sobie spokojnie, nie wiedząc wcale o tem, czy głos ich jest radjofonicznya twarz fotogeniczna. Przechodzą przez życie i umierają w nieświadomości, gdy los nie postawi ich przed objektyw, a życie nie każe przemawiać do radja. Podobnie rzecz się ma z honorowością. Dziś rano wpadła mi w rękę skromna książeczka mało znanego autora: "Polski kodeks honorowy".

Przeczytałem ją jednym tchem i przeraziłem się okropnością swojej sytuacji - ba, nietylko swojej, ale całej gromady ludzi, z któremi obcuję, całego kraju, niemal całego świata. Niema już ludzi honorowych! Jesteśmy wszyscy stadem świń niegodnych dania satysfakcji. I cóż się stanie, gdy nagle pewnego dnia zjawi się przede mną idealny, abstrakcyjny gentleman w tużurku i powie:

"Panie! Pański sposób wiązania krawata obraża kobietę spokrewnioną ze mną w czwartym stopniu - uważam to za zniewagę trzeciego stopnia i czekam na pańskich świadków, o ile pan wogóle jest człowiekiem honoru".

Niestety! Aby być człowiekiem honoru, trzeba, jak powiada artykuł trzeci kodeksu, "skończyć szkołę średnią", "zajmować wybitne stanowisko społeczne, lub też urodzić się szlachcicem". Ponieważ ma się czas dwudziestu czterech godzin, ostatecznie można od biedy zdążyć i zająć jakieś wybitne stanowisko lub skończyć szkołę średnią - ale czy to wystarcza? W artykule ósmym powiedziane jest wyraźnie, że nie jest człowiekiem honorowym "tchórz na polu bitwy". "homoseksualista", "piszący anonimy", "członek redakcji pisma paszkwilowego" oraz "Obcujący z ludźmi niehonorowymi!"

Zwłaszcza wprost bezlitosnym jest ten punkt ostatni. Czy żaden z moich znajomych nie jest homoseksualistą? Zaczynają się rodzić we mnie potworne przypuszczenia. Błogosławię los, że nie kazał mi się stykać z Platonem, Sokratesem lub Szekspirem. Wszystko to jednak napróżno - jestem tchórzem na polu bitwy - wiem o tem, mimo, iż nigdy nie byłem w bitwie, a raczej właśnie dlatego nie byłem, że jestem tchórzem. "Człowiek, który kłamie jest niehonorowy", a więc człowiek, który zadaje się z kłamcą równie traci honor!

Któż z nas nie zetknął się w życiu z kłamcą? Jesteśmy usidłani, zakuci w potwarne ogniwa łańcucha niehonorowości. Gdzieś w oddaleniu żyje jakaś tajemnicza rasa szlachetnie urodzonych, którzy chodzą w cylindrach, w długich czarnych tużurkach i nie zadają się z innymi ludźmi. W obawie, aby nie skłamać, nie mówią nic i nie piszą, z wyjątkiem protokółów jedno lub obustronnych. Żyją w osamotnieniu i przestrzegają praw kodeksu honorowego.

Zdawałoby się, iż niema żadnej rady, a jednak jest pewien promyczek światła. Otóż powiedziano jest wyraźnie, iż człowiek honorowy może, nie tracąc honoru, pojedynkować się z człowiekiem niehonorowym i przywraca mu w ten sposób honor. A więc, jeśli niehonorowy zabije honorowego, staje się przez to honorowy. Teraz tylko trochę cierpliwości, a będziemy mogli znaleźć wyjście dla biednej, zbrukanej, niehonorowej ludzkości. Trzeba odszukać człowieka bezwzględnie honorowego, ale byłoby głupstwem, gdybyśmy go zabili odrazu. Trzeba go ranić parę razy w pojedynku na szable i parę razy przestrzelić - ci, którzy tego dokonają, powiększą już zarybek honorowości. Trzeba ich potem wypojedynkować sumiennie i kosztem kilkudziesięciu zabitych, mamy już paruset gentlemanów zdolnych do dania satysfakcji najbardziej wybrednym koneserom. Ba - odpowie na to sceptyk, ale skąd wziąć tego pierwszego? Trzeba tylko poszukać stosownie, a znajdzie się na pewno. Oczywiście nie trzeba się ograniczać do poszukiwań w najbliższym towarzystwie lub nawet w kraju. Podobno w okolicach Tasmanji żyje jeszcze paru nieskazitelnych gentlemenów, krajowców. O absolutnej honorowości ich świadczy zupełny brak kontaktu z tak zwaną cywilizacją zachodnią! Nie są oni coprawda szlachcicami, ale zajmują wybitne stanowisko w antropologji, na skutek specjalnej bardzo budowy czaszek. Są oni ludożercami, ale nie znają anonimów i nie są homoseksualistami, oddają się bowiem tak zwanej sodomji. Niestety jest jedna bardzo poważna przeszkoda. Artykuł dwieście dziewiętnasty kodeksu honorowego powiada wyraźnie. iż "cudzoziemiec ma prawo żądać pojedynku na broń w jego kraju używaną i według tamtejszych zasad".

Otóż, jak powszechnie wiadomo, tasmańczycy używają do walki tak zwanych "bumerangów", niezmiernie trudnych w użyciu - może więc istnieć obawa, iż sprowokowany tasmańczyk wszystkim, którym przywróci honorowość, odbierze jednocześnie życie. Byłoby karygodną lekkomyślnością wydać cały kraj na łup jednego tasmańczyka.

Pozostaje jeszcze jeden środek najprostszy, ale może najtrudniejszy - wyrzec się wogóle pojedynków. Ale w kraju, w którym nawet najwybitniejszy pacyfista i mąż stanu nie może się zdobyć na odwagę niepojedynkowania się - w kraju, gdzie terror opinji wymaga krwawego likwidowania każdego zatargu lub przynajmniej błazeństwa burszowskiego dziurawienia powietrza, nie pozostaje nic innego, jak walka na bumerangi.

Autor: Antoni Słonimski

Tytuł: Terror opinji

Pierwodruk w: Cyrulik Warszawski, nr 4 (4), 1926, str. 2-3;


Uwagi: Słonimski sam pojedynkował się na pistolety z Mieczysławem Szczuką dn. 13. kwietnia 1924 r.[1]



Źródło tekstu: Cyrulik Warszawski, nr 4 (4), 1926, wyd. Leon Osiński
klucz: slonimski-terror-1926-06-26


Przypisy

  1. hasło Antoni Słonimski w wikipedii.
AutorAntoni Słonimski +
Kluczslonimski-terror-1926-06-26 +
NazwastronyAntoni Słonimski - Terror opinji +
Numer4 (4) +
PublikowaneCyrulik Warszawski +
RodzajArtykuł + oraz Satyra +
Rok publikacji1926 +
Strony2-3 +
TytułTerror opinji +
Data
"Data" is a type and predefined property provided by Semantic MediaWiki to represent date values.
1926 +