Antoni Słonimski - Z za kulis "Szopki"

Z sapijaszko.net
Skocz do: nawigacja, szukaj


Gdy zjawiają się pierwsze zapowiedzi szopki "Pikadora", czy jak dziś "Cyrulika", pewne grono osób z tak zwanej inteligencji zaczyna się żywo interesować naszą pracą. "Kogo dajecie?" "Kiedy premjera?" oraz "Mam nadzieję, że dostanę zaproszenie, ale na pięć osób, bo idzie z nami Wandeczka" — oto pytania, które się słyszy parę razy na dzień.

Bardziej wtajemniczeni pytają nawet, czy L. oddał już swoje piosenki. Ludzie ci rysują w swojej wyobraźni fałszywe obrazy — wydaje się im, iż praca nad Szopką wygląda zupełnie inaczej, niż to jest w rzeczywistości.

Życzliwie dla nas usposobieni widzą mniej więcej obraz taki: Wśród dymu papierosów, przy kieliszkach brzmią piosenki, strzelają dowcipy, Tuwim staje na stole i śpiewa o Witosie. W kącie Lechoń zarykując się ze śmiechem, pisze Meysztowicza, którego porywa mu jeden z naszych wykonawców i śpiewa, akompaniując sobie przy pianinie. Tymczasem publiczność już się schodzi, więc trzeba zaczynać przedstawienie. Po przedstawieniu forsa do kieszeni i jazda na bal. Tak sobie to wyobrażają ludzie względnie życzliwi. Wrogowie polityczni widzą to nieco inaczej. Śni się oczom ich wyobraźni kancelarja cywilna i sala sztabu głównego, gdzie przy stołach, zasłanych zielonym suknem siedzimy wszyscy i piszemy oczekując co chwila instrukcji od Piłsudskiego. Oficerowie zdyszani wbiegają co chwila, przynosząc meldunki, radjo nastawione na Moskwę stęka dyskretnie w kącie, a paru brodatych generałów czeka w przedpokoju, piastując w rękach wielkie memorjały, pisane po hebrajsku i walizy, pełne pieniędzy angielskich i sowieckich.

Oba te obrazy są z gruntu fałszywe. W rzeczywistości odbywa się to mniej więcej w ten sposób.

Zaczyna się zwykle od zaliczki. Po tem następuje przerwa parotygodniowa, w czasie której nie mówi się o Szopce, nie wspomina się nawet najdrobniejszym słówkiem jak w domu powieszonego nie mówi się o powrozie. Udajemy przed sobą i przed naszym impresario, że wszystko jest tak jak dawniej, że wciąż jeszcze panują ciche, beztroskie czasy, że nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo. Po tem następuje okres drugi, kiedy mówi się gorączkowo o tem, że niema już czasu, że trzeba na gwałt zabrać się do roboty, ale ponieważ nie można nadążyć, przesuwa się termin premiery i znowu nastają błogie i spokojne dni zmącone jednak męczącym sennym koszmarem tak zwanego przyszłego wtorku. Wreszcie Szopka wybucha nagle jak cholera w portowym mieście.

Zaczynają się długie godziny, pełne męki i smutku. Każdy u siebie, siedzimy nieogoleni, źli i przejęci wstrętem i pogardą dla świata. Po przekręceniu kilkudziesięciu słów, po rozpaczliwych poszukiwaniach .....

Następuje tak zwane lekkie przekręcenie i sukces zapewniony. Np. "Mam chłopczyka na Kopernika". Wyobraźmy sobie, że uda się nam podsunąć na miejsce chłopczyka — Kiernika, albo że chodzi o kogoś z M. S. Z. i jesteśmy w domu. Oczywiście tylko na chwilę, bo zdrowa chęć zarobku nie pozwala nam na zbyt jaskrawe oszustwa — i znowu musimy błąkać się wśród najdziwniejszych przedmiotów i pojęć w męczących poszukiwaniach. Czasem oszukani pozorną łatwością, tracimy całe godziny. Istnieje piosenka Rentgena "Co było dziadkiem już nie jest dziadkiem". Zdawałoby się, że nic łatwiejszego jak wykręcić z tego kawał. Djabła tam. Jeden z naszych przyjaciół poświęcił niedzielę i pół poniedziałku i nic z tego nie wyszło. Ja sam całe popołudnie borykałem się i walczyłem nad francuską piosenką "Na wysokim zamku, siedzi ułan z mamką".

Druga kategoria żartów do Szopki to kalambury. Wyobraźmy sobie naprzykład: istnieje w Krakowie dr. Kot — nic łatwiejszego jak wyobrazić sobie dalej, że Boy nie uznaje Kota i zwalcza go w prasie. Nazywamy to wtedy "Boykotem" i jesteśmy szczęśliwi przez parę godzin. Ale życie nie jest łaskawe dla kalamburzystów i pozostaje to w stanie marzeń.

Po wszystkich mękach, których tu dajem słabe tylko próbki — wreszcie piosenki są gotowe. Nawet w końcu L., co do którego już zwątpiliśmy, przynosi swoje piosenki, zresztą jak się okazuje same tak zwane szlagiery — i wtedy zaczyna się nowa męka wspólnego pisania prozy czyli dialogów. Męka ta się nie kończy ponieważ dialogi te nigdy nie są napisane. Są one w Szopce, coś ....


Pierwodruk w: Cyrulik Warszawski, nr 9 (39),1927, str. 2;





klucz: slonimski-zza-1927-02-26
AutorAntoni Słonimski +
Kluczslonimski-zza-1927-02-26 +
NazwastronyAntoni Słonimski - Z za kulis "Szopki" +
Numer9 (39) +
PublikowaneCyrulik Warszawski +
RodzajFelieton + oraz Satyra +
Rok publikacji1927 +
Strony2 +
TytułZ za kulis "Szopki" +
Data
"Data" is a type and predefined property provided by Semantic MediaWiki to represent date values.
luty 26, 1927 +