Julian Tuwim - Dentysta a ciepła woda do golenia

Z sapijaszko.net
Skocz do: nawigacja, szukaj


W nr. 10 "Prosto z Mostu" opublikował p. Władysław Wolert artykuł p. t. "Słowem: nic, tylko dentysta (O tłumaczeniach Tuwima słów kilkoro)", w którym to 450-wierszowym (petitem) artykule dowodzi (od słowa: woda), że mój przekład "Opowieści o kapitanie Kopiejkinie", zamieszczony w nr. 745 "Wiadomości Literackich", świadczy o zupełnej mojej nieznajomości języka rosyjskiego, o całkowitej mojej kompromitacji jako tłumacza, tudzież o innych bardzo przykrych dla mnie, pisarza, sprawach; choćby o tem, że się tak niezdarnie i nieporadnie po polsku wyrażam. Przekładowi temu przeciwstawia p. Wolert przekłąd, dokonany przez p. Zofję Wolertową, wydrukowany w r. 1935 w "Naokoło Świata" (nr. 11). Po bardzo dokładniej analizie artykułu p. Wolerta i tłumaczenia p. Wolertowej, mam zaszczyt niniejszym najuprzejmiej i najdobitniej zawiadomić p. Wolerta, że ani jeden z wytoczonych przez Niego zarzutów nie wytrzymuje krytyki, albowiem —

1) Nieprawdą jest, jakoby Gogol owinął ostrze satyry w żartobliwe fraszki słowne "jedynie dlatego, aby przemycić rzecz samą" i że tę "arcyważną prawdę" zupełnie zignorowałem, natomiast prawdą jest, że owe "żartobliwe fraszki" to poprostu sposób wyrażania się pana naczelnika poczty, w którego usta włożył Gogol "Opowieść o kapitanie Kopiejkinie". Czytamy o tem w rozdziale VIII "Martwych dusz": "Był to dowcipniś, wyrażał się kwieciście i lubił, jak sam twierdził, "okrasić" mowę mnóstwem rozmaitych słóweczek, jak np. "proszę pana, takiś jakiś czy owaki, wie pan, uważa pan, można sobie przedstawić, do pewnego stopnia, w pewnym rodzaju" i in., któremi jak z worka sypał".

2) Nieprawdą jest, że użyte przeze mnie słowa: "obok restorantu", "jamszczyk", "niebieściaszka", "nos czuje, że pachnie tysiącami" są rusycyzmami, natomiast prawdą jest, że "obok restorantu", jest słowem typu "preszpekt", "fenzerw", "razsupe delikatess", któremi się pan pocztmistrz posługuje (a które p. Wolertowa przepuszcza, bo nie wie, co z niemi zrobić), więc całkowicie w stylu opowiadającego. Po rosyjsku (czyli "rusycyzmem") byłoby "obok restorantu". Prawdą jest dalej, że jamszczyk jest jamszczykiem, nie furmanem, stangretem lub woźnicą; tak samo jak blin jest blinem, nie plackiem lub naleśnikiem, ochrana ochraną, nie defensywą, a bolszewik bolszewikiem, nie większościowcem lub maksymalistą. Takie słowa, mające "couleur locale", zostawia się bez przekładu. Ale się ich nie przepuszcza, jak to uczyniła p. Wolertowa. Prawdą jest dalej, że "dziesięć niebieściaszek" odpowiada dziesięciu "siniugom" oryginału (t. j. banknotom niebieskiego koloru: o ile pamiętam, pięciorublowym). "Nos czuje że pachnie tysiącami" — to także nie "rusycyzm", lecz poprostu przekład zdania "nos słyszit, czto pachniet tysiaczami". Pan Wolert nazywa to "niewolniczem trzymaniem się oryginału", a ja powiadam, że to solidny przekład.

4) Nieprawdą jest, że zdaniem "czego tknąć, gryzie strasznie: portjety, sztory" dowiodłem "nieporadności w stosunku do polszczyzny", natomiast prawdą jest, że w ten najprostszy i najlepszy sposób przełożyłem słowa "wsio eto kusajetsia straszno: gardiny, sztory". I prawdą jest, że p. Wolterowa przetłumaczyła to jak następuje: "Wszędzie ceny takie, że nie da rady, ani mowy: sztory, djabli wiedzą co".

5) Nieprawdą jest, że nazwę ryby "siomga" należy spolszczyć na "łososia", natomiast prawdą jest, że można. Zapraszam niniejszem p. Wolerta do Braci Pakulskich, aby na mój koszt poprosił 5 deka siomgi. Zobaczymy, czy mu zapakują łososia.

6) Nieprawdą jest, że towarzystwo, w którem się obraca naczelnik poczty, to "rosyjski typ sceptycznych dyletantów", natomiast prawdą jest, że zdanie to pozbawione jest sensu.

7) Nieprawdą jest, że ów pocztmistrz mówi w mojem tłumaczeniu nieodpowiednim językiem, natomiast prawdą jest, że mówi odpowiednim: "psjakrew" (raz tylko!) zamiast "czort pobieri"; "zachowancja" — zamiast "powiedenc" (zmyślone przez Gogola wspaniałe słóweczko, opuszczone dla pewności przez p. Wolertową), "traktjer" zamiast rosyjskiego "traktiru"; "wytuczony mops" zamiast Gogolowego "otkormlennyj żirnyj mops" i "mosty tam czortem jakimś wiszą" jako odpowiednik słów "mosty tam wisiat etakim czortom", co p. Wolertowa przekłada: "mosty zwieszają się w jakiś czarci sposób". I po tych wszystkich "powiedencach", "preszpektach" i t. p. p. Wolert zarzuca mi, że w mojem tłumaczeniu naczelnik poczty "mówi niepoprawnie". Oczywiście, że niepoprawnie, bo i po rosyjsku tak mówi.

8) Nieprawdą jest, że kładąc w usta naczelnika poczty około szesnastu razy powiedzonko "uwaasz pan", zastosowałem "pewnego rodzaju efekt kabaretowy", natomist prawdą jest, że na przestrzeni krótkiego opowiadania pocztmistrz nasz powtarza (w oryginale) pewno z sześćdziesiąt razy takie zdanka, jak "ponimajetie", "możetie predstawit'", "możetie woobrazit'".

9) Prawdą jest (!), że przekład mój jest "suchy i niepoetycki", albowiem taki właśnie powinien być przekład tego utworu: suchy i niepoetycki. Prozaiczny, codzienny, zwykły, bez damskich robótek i ozdóbek; bez "finterlejów", z któremi Kopiekinowi podano pulardę a które p. Wolertowa ze wzruszającą pomysłowością oddała wyrazem "przystawki".

10) Nieprawdą jest, że naczelnik poczty w mojej interpretacji jest "rozwlekłym, nudnym gadułą" i że "arcydziełko rozpłynęło się pod piórem p. Tuwima w nużącem gadulstwie", natomiast prawdą jest, że w czterech na chybił trafił wybranych przeze mnie fragmentach gadulstwo przedstawia się jak następuje:

10 słów Gogola = 10 słowom Tuwima = 26 słowom p. Wolertowej;

8 słów Gogola = 9 słowom Tuwima = 27 słowom p. Wolertowej;

24 słowa Gogola = 25 słowom Tuwima = 47 słowom p. Wolertowej;

28 słów Gogola = 36 słowom Tuwima = 48 słowom p. Wolertowej.

Wszystko to jest bardzo skrupulatnie obliczone, w każdej chwili p. Wolertowi do okazania. Czytelnikom zaprezentuję jeden tylko przykładzik:

Gogol: Metalliczeskaja ruczka kakaja-nibud' u dwieri — konfort pierwiejszawo swojstwa (8 słów).

Tuwim: Jakaś byle jaka klamka u drzwi — komfort najpierwszego rodzaju (9 słów).

Pani Wolertowa: Bierzesz za klamkę, myślisz, że to zwykła, taka sobie klamka, no, klamka, wielka rzecz — a to komfort nie klamka, komfort pierwsza klasa, paniedzieju. Co tu gadać! Komfort! (27 słów).

I dlatego z mojej winy jest pocztmistrz "rozwlekłym, nudnym gadułą"...

11) Nieprawdą jest, że "tłumacz nie bardzo sobie radzi z językiem rosyjskim, a jeszcze gorzej z polskim", co poparte jest "dowodem", że wyrażenie "zażiwatsia nieczewo" przełożyłem: "długo tak nie potrafi". Słownik Dala (rosyjski Linde) przy słowie "zażiwatsia" podaje: "prożiwat' dołgo, dolieje czem dumałoś"[1]; natomiast prawdą jest, że absolutnie i bezapelacyjnie błędny jest przekład tego zwrotu: "człek się nie przeje, poprostu nie ma czem". A tak właśnie napisała p. Wolertowa.

12) Nieprawdą jest, że oddanie rosyjskiego "w us nie dujet" przez polskie "żadnej na to nie zwraca uwagi" jest nietrafne, natomiast prawdą jest, że można było znaleźć barwniejszy odpowiednik. Pani Wolertowa użyła zwrotu: "i w kij nie dmuchał", a w innem miejscu[2] — "gwiżdże na to", czyli... nie zwraca uwagi. Słownik Dala podaje: "i znat' nie choczet".

13) Nieprawdą jest, że przetłumaczenie frazesu "słowom — dantist etakoj" na "słowem: nic, tylko dentysta" "grzebie (Tuwima) najzupełniej jako tłumacza, ba, jako pisarza polskiego", oraz że "lapsus p. Tuwima jest nadzwyczajny", tudzież że "ten dentysta p. Tuwima przejdzie do historji i powinien się stać mianem ogólnem złego tłumaczenia",natomiast prawdą jest, że nie grzebie, że nie powinien i że wogóle nie jest żadnym lapsusem[3]. Pan Wolert wypisuje na ten temat zadziwiające brednie: "ów sławetny dantist, to zgoła nie dentysta, lecz właśnie dryblas. Bo dantist po rosyjsku to m. in. w znaczeniu pogardliwie-żartobliwem wyszybajło, policejskij dzierżymorda". Uprzejmie proszę p. Wolerta, aby zechciał łaskawie wskazać mi choćby jeden jedyny przekład z piśmiennictwa rosyjskiego (ale przed Gogolem!) lub taki słownik rosyjski, gdzie dantist oznacza dryblasa. Owszem, oznacza: lecz w tym tekście Gogola! Później, jak wiele innych gogolizmów, mogło to przejść i do mowy potocznej.

Cytowany przez p. Wolerta "Słowar cerkowno-sławianskawo i russkawo jazyka" (1847) objaśnia: "Dantist — zubnoj wracz", i nic więcej. Słownik zaś, wydany w r. 1895 (tysiąc osiemset dziewięćdziesiąty piąty!) podaje i drugie znaczenie: człowiek, który chętnie stosuje "zubotycziny" (uderzenie w zęby), a jako przykład (i tutaj p. Wolert rozkłada się ostatecznie) przytacza: "Dantist etakij", więc — powołuje się, jak widzimy, na Gogola! Tak w świetle faktów i prawdy wyglądają dęte argumenty i sumienność znawcy z nieprawdziwego zdarzenia, p. Wolerta.

Pan Wolert, ogarnięty widocznie jakimś nagłym chaosem w myśleniu i operowaniu najprostszą logiką, zapomniał o istnieniu t. zw. przenośni. Proszę go więc najpokorniej, aby na chwilę skupił myśli i zastanowił się, że autor "Kopiejkina", pragnąc określić potęgę cielesną owego feldjegra, pisze: "trzy arszyny wzrostu... drągal (lub dryblas)... łapska przez samą naturę przyrządzone do jamszczyków...", a następnie, chcąc w najdobitniejszy sposób przypieczętować ogrom fizyczny chłopa i siłę tych jego łapsk, dodaje: "słowom — dantist etakoj". Czy p. Wolert doprawdy nie rozumie, że nazwanie olbrzymiego feldjegra dentystą jest chwytem humorystycznym? Zapatrzony bałwochwalczo w przekład p. Wolertowej, oświadcza, że po polsku rzecz wygląda tak: "Feldjeger (ordynans, kurjer) stoi już za drzwiami. Chłop naschwał, trzy arszyny paniedzieju w górę, łapska takie, że widać odrazu: sama natura go paniedzieju... dryblas, panie tego wyjątkowy". Te trzy kropeczki między "panie dziejem" i "dryblasem" figurują właśnie w przekładzie p. Wolertowej, która (co jej się chwali) woli przepuścić parę słów, niż je źle przetłumaczyć — ale szkoda, że p. Wolertowa nie postawiła więcej tych kropeczek, aż do końca zdania, bo jeżeli ktoś jest "chłopem naschwał", mierzy "trzy arszyny" i ma potężne łapska, no to wiadomo, że dryblas. Niewiadomo tylko (czytelnikom przekładu p. Wolertowej), że "dentysta". A jeżeli to system, w takim razie dlaczego p. Wolertowa pisze: "Arbuz, nie arbuz, cały — uważasz — omnibus"?[4] Przecież i tutaj mamy do czynienia z humorystyczną metaforą! Możebyśmy tedy złe przykłady określali od dzisiaj słowem omnibus, nie dentysta?

14) A wobec tego — nieprawdą jest, ze "w tem jednem zdaniu wykazał p. Tuwim gruntowną (sik!) nieznajomość języka rosyjskiego, brak orientacji w synonimice (stopniowanej) Gogola, no i (sik!) niezmiernie daleki dystans w stosunku do polszczyzny" — no i prawdą jest, że ten sąd p. Woltera da się całkowicie zastosować do przekładu p. Wolertowej. Pomijam absolutne niewyczucie ducha i stylu Gogola, bo o tem drugie napisaćby można, jak również nonszalanckie traktowanie tekstu, co p. Wolert nazywa "kilkoma drobnemi opuszczeniami, czego można się było ustrzec". Widzieliśmy, że opuszczone są niemal wszystkie "rodzynki" utworu, nadające mu niezapomniany smak, jak np. "dentysta", "razsupé-delikatess", "suplety", "fenzerw", "Semiramida" i t.p., stanowiące wraz z "przygaduszkami" sedno stylu "Kopiejkina". Ale p. Wolertowa gorsze rzeczy robi. — Oto jeden tylko przykład: w oryginale czytamy, że Kopiejkin "priszoł jeszczo w takoje wremia, kogda naczalnik, w niekotorom rodie, jedwa podniałsia z postieli, i kamerdiner podnios jemu kakuju-nibud' serebriannuju łachanku dlia raznych, ponimajetie, umywanij etakich". Któżby uwierzył, że w niezrozumieniu języka i ducha opowieści można dojść do takiej głuchoty i nieudolności, jak przetłumaczenie tego arcywyśmienitego zdania w sposób następujący: "Przyszedł nieborak w chwili, gdy naczelnik dopiero co przecierał oczy, a kamerdyner wnosił ciepłą wodę do golenia".

...Więc możebyśmy od dziś zwali marne przekłady ciepłą wodą do golenia?

Dalej. Pani Wolertowa wulgaryzuje śliczne subtelności Gogolowego humoru. W oryginale czytamy: "Naszczot etowo jest', tak skazat', w niekotorom rodie tierpienje" — p. Wolertowa psuje to i niszczy karygodnem: "Co do tych przyjemności, to pan musi wziąć na wstrzymanie". I tak na każdym kroku.

Pani Wolertowa nie zna języka, z którego tłumaczy. "Szpic" (słynna petersburska "admirałtiejskaja igła"!) — to dla niej... wieża, "żar-ptica" — struś!; z generała robi urzędnika, "kapitan-isprawnik" (komendant policji powiatowej) staje się jakimś "kapitanem od podatków", "najan" — to "zuch bestja" i t.d. i t.d. Pani Wolertowa w bardzo problematyczny i nieprzyjęty naogół sposób używa języka polskiego, więc: "Tylko wytkniesz nos na ulicę" (powinno być: ledwo), "rozpytał co i jak", "wyższa zwierzchność", "zjeść kotleta", "co pan sobie życzy"...

15) A przeto nieprawdą jest, że przekład mój "nie dorównywa" przekładowi p. Wolertowej, natomiast prawdą jest, że go pod każdym względem przewyższa. "Samochwała w kącie stała", ale trudno... Obiektywnym należy być tak samo w stosunku do siebie samego jak do innych. Są wprawdzie i w moim przekładzie grzeszki, ale ich p. Wolert nie zauważył (powinno być np. "zmysłów zamroczenie", nie "pomieszanie"; "wołowina", nie "polędwica").

16) Quae cum ita sint, jak mówił C. I. Caesar, nieprawdą jest, jakobym miał tupet, a nie posiadał sumienności i znajomości rzeczy, natomiast prawdą jest, że p. Wolert pobił wszelkie rekordy tupetu, występując z artykułem, w którym niema ani jednego poważnego zarzutu, opartego na sumienności i znajomości rzeczy. I dlatego —

17) Nieprawdą jest, że "tłumacz nawarzył tego piwa", natomiast prawdą jest, że piwowarem w tym przypadku był p. Wolert. Niech je teraz wypije razem z p. Piaseckim, dolawszy dla lepszego smaku... ciepłej wody do golenia. Smacznego!

  1. Tak samo zinterpretowała to słowo pisarka rosyjska p. Eugenja Weber-Hirjakowa, do której zwróciłem się z prośbą o opinię
  2. W dalszej części opowiadania, przeze mnie nie przetłumaczonej. Przetłumaczyłem tylko to co Gogol włączył do "Martwych dusz" w ostatecznej redakcji. Pani Wolertowa uwzględniła też warjanty.
  3. I w tej sprawie, choć nie miałem co do niej żadnych wątpliwości, zasiągnąłem opinji u świetnej znawczyni języka rosyjskiego, p. Weber-Hirjakowej.
  4. U Gogola: dyliżans. Omnibusów jeszcze wtedy nie znano.

Pierwodruk w: Wiadomości Literackie, nr 10 (749),1938, str. 11;


Uwagi: jest to odpowiedź J. Tuwima na krytykę W. Wolerta "Słowem: nic, tylko dentysta". Patrz też: Władysław Wolert: Dentysta na Olimpie, czyli: za pozwoleniem, proszę ja pana!




klucz: tuwim-dentysta-1938
AutorJulian Tuwim +
Klucztuwim-dentysta-1938 +
NazwastronyJulian Tuwim - Dentysta a ciepła woda do golenia +
Numer10 (749) +
PublikowaneWiadomości Literackie +
RodzajPolemika +
Rok publikacji1938 +
Strony11 +
TytułDentysta a ciepła woda do golenia +
Data
"Data" is a type and predefined property provided by Semantic MediaWiki to represent date values.
1938 +