Julian Tuwim - Czary i czarty polskie oraz wypisy czarnoksięskie

Z sapijaszko.net
Skocz do: nawigacja, szukaj
[edytuj]
Tuwim-czary-1924.jpg
Julian Tuwim: Czary i czarty polskie oraz wypisy czarnoksięskie, Biblioteka Polska, Warszawa, 1924

Druk. Zakłady Graficzne Instytutu Wyd. "Biblioteka Polska", Bydgoszcz, s. 217, nlb 1, ilustr. 1, cm 15x23, okładkę projektował T. Gronowski.

Recenzje

Wprowadzenie

Łaskawemu czytelnikowi, który książkę tę do rąk bierze, winien jestem zaraz na wstępie udzielić zasadniczych wyjaśnień o charakterze mej pracy. Mam nadzieję, że posłużą mi one jednocześnie za tarczę przed pociskami surowych krytyków. Otóż nie jest to praca naukowa dążąca do wyprowadzenia z nagromadzonego materiału jakichkolwiek wniosków lub teorii albo rzucającą snop światła odkrywczego na mało zbadaną dotychczas dziedzinę wiedzy. Nie stać bowiem autora na tego rodzaju poczynania i nie śmiałby zresztą, jako niepowołany, wkraczać w strefę, do której dostęp otworem stoi tak licznym i znakomitym uczonym naszym. "Czary i czarty polskie" są dziełem dyletanta i kompilatora, szperacza i bibliofila, zamiłowanego w poznawaniu dziejów kultury w ogóle, a jej kuriozów i osobliwości specjalnie. Nie ostry umysł naukowca, lecz żyłka zbieracza, kolekcjonera, amatora białych kruków, magazynów starożytności, gabinetów figur woskowych, antykwarni, wszystkiego co rzadkie, dziwne, tajemnicze, a przez to niepokojące i kuszące — ta żyłka była bodźcem ku wydaniu tej niesamowitej książki.

Z dość obszernej literatury dzieł dotyczących czarów powypisywał autor miejsca najciekawsze — i zebrany materiał sklecił jako tako na przedmowę, ilustrującą dzieje czarownic i zabobonu w Polsce, same zaś "Wypisy czarnoksięskie" są próby antologii polskiej literatury magicznej i zawierają przedruki z dzieł arcyrzadkich, stanowiących najczęściej kruki białośnieżne, a przeto szerszemu ogółowi bądź wcale, bądź bliżej nie znanych.

Książka ta, której cechą zasadniczą jest brak tzw. metody naukowej w opracowaniu, jest luźnym zbiorem faktów i obrazów z historii czarnoksięstwa w Polsce. Może kiedyś jaki uczony mąż napisze studium, wychodząc z mitologii, brnąc przez bór klechd i podań, w związku z literaturą ludową, dziejami Kościoła, prawa, medycyny, nauk przyrodniczych, rozporządzając całym materiałem, ukrytym w aktach sądowych, kronikach, rękopisach i księgach polskich, rozproszonych po wszystkich bibliotekach, a opierając się na psychologii i filozofii zjawisk okultystycznych: będzie to dzieło, o którym marzył wydawca "Czarów i czartów polskich", którego jednak dokonać nie potrafił, jako że ne sytor ultra crepidam.

I

"Ubique daemon!" Ten okrzyk powtarzał pewno nieraz biedny pater Richalm z opactwa wirtemberskiego, strasznych bowiem doznawał cierpień ów mnich nieszczęśliwy. Diabły wlazły mu do brzucha, przyprawiały go o mdłości i zawrót głowy, odbierały władzę rąk, tak że nie mógł się przeżegnać, sprowadzały sen podczas nabożeństwa, same zaś chrapały, aby inni braciszkowie sądzili, że to opat grzeszny chrapie w kościele; jego głosem mówiły, sprowadzały kaszel i duszności, zatykały mu nos i gardło, tak że nie mógł westchnąć pobożnie, gryzły go jako pchły, męczyły we śnie i czyniły go ofiarą przypadłości, jakie zdarzają się tylko małym dzieciom, gdy się przed snem ogniem bawią. Szelest szaty zakonnej był sykiem diabelskim; powietrze - niczym innym, jak roztworem drobniutkich demonów; człowiek oblepiony jest diabłami jak żółw skorupą; każdy krok, dźwięk i ruch otoczony jest rojowiskiem biesów! Oto np. mnich: słucha mszy świętej, lecz wokół palca okręca sobie bezmyślnie jakąś słomkę - a to przecież sieci szatańskie[1]. Ubique daemon! Tak jak uczeni współcześni, dla wytłumaczenia zjawisk przyrody, napełnili przestwór atomami, elektronami, jonami, emanacją eteru czy radu, tak świat średniowieczny pełen był biesów, czartów, diabłów i demonów. Jeden z ojców teologów określił liczbę ich na 10 000 bilionów. Ks. Bohomolec oblicza[2], że jest ich mniej: tylko 15 miliardów, najskromniejsi zaś są kabaliści: twierdzą, że na każdego śmiertelnika przypada tylko 11 000 diabłów - tysiąc z prawej strony, a dziesięć tysięcy z lewej. W każdym razie musiało ich być doprawdy mnóstwo nieprzeliczone, jeżeli zważać, że z jednej tylko pacjentki jednego egzorcysty (św. Ubalda) wyszło 400 tysięcy demonów. I to skromnie licząc!

Były to według nauki Kościoła duchy niematerialne, "z waporów ziemskich utworzone", lecz ta abstrakcja nie zadowoliła fantazji wystraszonego ludu. Ludzie widzieli diabła jako postać realną, osobę, względnie zwierzę, a nawet roślinę i przedmiot, słowem, obiekt zmysłowy. Był tedy mnich, na którego spadł deszcz rzęsisty szatanów! Grzegorz W. opowiada o siostrzyczce zakonnej, która połknęła czarta w sałacie; jeden z uczni św. Hilarego kuszony był przez diabła w postaci winnego grona, innym zjawiał się jako szklanka miodu, trzos dukatów, nawet jako ogon krowi. Massylianie (sekta heretycka z w. IV) wypluwali diabła w ślinie, św. Antoniemu ukazał się jako lew i żmija, św. Coletta widziała diabła-lisa, żabę, muchę, mrówkę; do papieża Sylwestra II przyszedł jako pudel; a jako koguta spalono biesa w w. XV. Jeżeli kogut mógł stać się diabłem (lub diabeł kogutem), to cóż dziwnego, że kobieta to "vas daemonum", taniec - "circulus, cuius centrum est diabolus" (św. Cyprian), "ubi lascivus saltus, ibi diabolus" (św. Chryzostom), melancholia - "balneum diaboli", etc. etc.

Czarty polskie nie ukazywały się wprawdzie w tak wyrafinowanych postaciach, lecz i tu na rozmaitość narzekać nie można. W roku 1544 urodził się w Krakowie diabeł jako potwór arcystraszliwy[3], z płomiennymi błyszczącymi oczyma, z byczymi nozdrzami, grzbietem obrośniętym psią szerścią, z małpim pyskiem na piersi, z kocimi ślepiami na podbrzuszu, z ponurymi łbami psimi na łokciach i na stopach, z łabędzimi nogami i podwiniętym ku górze ogonem półłokciowym[4]. Rozpustnemu opatowi cysterskiemu Mikołajowi Besidze, w klasztorze wąchockim, podczas uczty wyprawionej w dzień św. Jakuba, ukazał się w r. 1461 diabeł okropny w postaci czarnego Murzyna[5]. Innym razem "był bies w rusznicy, przejeżdżający kapłan przeżegnał, a rurę bies, nie czekając dokończenia krzyża, roztrzaskał... niedawno znów był w jelenia skórze, a kiedy przeżegnano - znalazła się kupa gnoju"[6]. Kiedyś - przeleciał szarańczą, aż słońca widać nie było, a na skrzydełkach u każdej po żydowsku napisano, że to kara boska"[7]. Annie Stelmaszce przedstawiła owczarka Katarzyna za stodołą "pokuśnika po niemiecku w czerwonej barwie"[8]; spalone na Żmudzi pod Szawlami, w r. 1691, czarownice "mistrza swego miały Niemca kudłatego"[9]. Anna Szymkowa z Nieszawy (1721) miała diabła szlachcica; Pędziszka "wodziła się z diabłami Bartkiem i Grzegorzem: Grzegorz chodzi w modrzy, a Bartek w zieleni"; Agata wyszła za diabła Michała ("on jest ubogi, ja na niego musiałam robić")[10].

Ciekawy szczegół: w hierarchii diabelskiej rozróżniały czarownice wyższe i niższe jednostki. Jedna z nich zeznała, że nie mogła wcale struć ani oczarować oskarżyciela, "gdyż on ma u siebie starszego diabła, jak mój". Autor Czarownicy powołanej radzi wystrzegać się, "aby cię w osobie duchownego diabeł nie bałamucił, co mu nie nowina; w w. XIV podsłuchiwano diabłów w kościele rozmawiających[11]; uwodziciel tłumaczył się, że chyba bies w jego osobie bywał u dziewczyny[12]; żak figlarz korzystał z rozpowszechnionego zwyczaju przypisywania wszystkiego sprawkom diabelskim i tłumaczył się, że zbroił za podszeptem szatana[13]; jakiś hultaj w r. 1413 obciął babie nos, a uniewinniał się w ten sposób, że uczynił to w obronie własnej, aby go diabelstwo baby na szwank nie naraziło[14]. Nawet kwestie społeczne i gospodarcze pozostawały pod wpływem szatańskim: opór w oddawaniu dziesięcin kładło duchowieństwo na karb diabła i nazywało go owocem pokus diabelskich[15]. I jeszcze za czasów Kolberga[16] oszust, przebrany za diabła, wszedł w nocy do chałupy starej baby i wyłudził od niej książeczkę kasy oszczędnościowej, obiecując płacić większy procent z tamtego świata!

— Ubique daemon!

Nieskończoną litanię imion, przezwisk i epitetów miał w Polsce ów duch nieczysty. Więc generalia: diabeł, szatan, bies, czart, demon, lucyper, napaśnik, kusiciel, pokusa, kaduk, gniewnik, kusy; więc imiona własne - słowiańskie i obce - jak: Farel, Orkiusz, Opses, Loheli, Latawiec, Chejdasz, Koffel, Rozwod, Smołka, Harab-Myśliwiec, Ileli, Kozyra, Gajda, Ruszaj, Pożar, Strojnat, Bież, Dymek, Rozbój, Bierka, Wicher, Szczebiot, Odmieniec, Fantazma, Wikołek, Węsad, Dyngus albo Kiczka, Fugas; diablice: Dziewanna, Marzanna, Węda, Jędza, Ossoria, Chorzyca, Merkana. Był także Muchawiec, Czerniec, Bajor, Czeczot, Kubeba, Smolisz, Gonad, Boruta (katalog powyższy podaje Postępek prawa czartowskiego). Czarownica Boroszka, żywcem spalona w Poznaniu w r. 1645, spółkowała z diabłami Tórzem, Rokickim, Trzcinką i Rogalińskim[17]. W Sejmie piekielnym występują m.in.: Lewko, Liton, Rogalec, Lelek nocny, Przechera, Frant, Klekot, Paskuda, Dietko. W żywocie św. Kingi z r. 1502 znajdujemy imiona: Oksza, Natoń i Rożen[18]; według ks. Gilowskiego[19] należą do rodziny diabelskiej: "ziemscy skryatkowie, domowe ubożęta, leśni satyrowie, wodni tołpcowie, górne jędze, powietrzni duchowie, rozmaici geniuszowie, morscy lewiatanowie, na insułach rozmaite obłudy"; wspaniałym zaś tytułem obdarza diabła List czartowski do superintendentów i ministrów ewangelizmu luterańskiego (1609): cesarz północny, król głębokiego piekła, książę świata, rządca ciemności, wielki hetman pogaństwa, hrabia zbiegów, wojewoda grubego cudzoziemstwa, groff niecnot, obrońca heretyctwa i rozerwania każdego.

II

Nie siedzieli diabli w Polsce bezczynnie. Wchodzili w grzeszników nieszczęśliwych, trzęśli nimi, podrzucali, męczyli, tumanili, mroczyli umysł tak długo, aż opętana ofiara oddawała im swą duszę. W Roczniku Traskim, pod rokiem 1276[20] znajdujemy historię pewnego człowieka, którego na łożu śmierci namawiano do spowiedzi. Odrzekł, iż nie może, gdyż oddany jest potędze diabelskiej. "Zaraz też usłyszeli uderzenia, którymi go diabli traktowali, ale nikogo nie widzieli, tylko słyszeli trzask i plask uderzeń i widzieli rany, a sińce na ciele. Umierający zaś nie mógł głosu żadnego ze siebie wydobyć, tylko twarz marszczył i wykręcał i tak śród plag diabelskich życie zakończył." W szlachcica sandomierskiego Łukasza Słupeckiego, łotra i rabusia, wlazł diabeł 28 grudnia 1459 r.[21] i dręczył go nielitościwie.

"Diabli bili go, wyłamywali mu członki ze stawów. Słupecki krzyczał przeraźliwie. Słychać też było wrzaski diabłów i cięcia suchych razów. Ale nikt diabłów koło opętanego nie widział. Słupecki zażądał wreszcie, aby mu sprowadzono z Chełmna sławnego egzorcystę, Jana Kazimierskiego, »qui energumenos exorcismis curare intrepide solitus erat«. Kazimierski starał się uwolnić chorego od plag. Lecz diabeł odgrażał się głośno, że powetuje sobie na domownikach, jeżeli mu ksiądz przeszkodzi z Łukaszem. I rzeczywiście, pochwycił 14-letniego chłopca, wsadził mu głowę w otwór rozpalonego pieca. Swąd spalenizny odkrył sprawę diabelską. Potem obrzucał diabeł smołą i gnojem księdza, ministrantów, etc."

St. Reszka[22] opowiada o pewnej mieszczce krakowskiej, heretyczce, którą diabeł dręczył za to, iż szydziła z procesji katolickiej. Mąż jej, zacięty arianin, nie pozwolił wezwać księdza - i opętana umarła w mękach straszliwych. Lecz i mężowi jej, bluźniercy, nie darował bies: chwycił go, ciało zwijał w kłębek, wciskał w najciaśniejsze dziury, rzucał po dachach i murach domów, aż go z okna na bruk wyrzucił i roztrzaskał na miazgę. To samo przytrafiło się pewnemu łaziebnikowi w Poznaniu: diabeł wyrzucił go oknem i roztrzaskał o mur kościoła[23]. W r. 1652 połowa mieszkańców Korczyna była opętana przez czarta "za sprawą czarów ruskich", ludzie wrzeszczeli, broili dziwy. Wtedy ojcowie bernardyni "zaklęli, aby tak nie wołali i około tych ludzi pracowali, uwalniając ich od czarów i pokus"[24]. Na każdym odpuście w kościele można było widzieć tłumy całe takich nawiedzonych, krzyczących głosem przeraźliwym i po kilka słów mówiących różnymi językami[25]. - napastujących kobiety, które mdlały lub dostawały słabości. W roku 1649, w Okszy, bies opętał cały dom szlachcica ewangelika Andrzeja Kosny, łamał sprzęty, bił ludzi, miotał rozpalone głownie, wrzucał potrawy w nieczystości, etc.[26]. Młot na czarownice poucza, że nawet dziatki "przenagabanie szatańskie cierpią". Lecz prym trzymały kobiety, owe "naczynia pełne demonów". W dziennikach ojców jezuitów znajdujemy od czasu do czasu wzmianki, że tę czy ową białogłowę "oppugnavit daemon spectris ac terroribus", lecz w końcu zostaje ona "e faucibus daemonis erepta", oczywiście po zastosowaniu odpowiednich egzorcyzmów. O skuteczności tego środka opowiada pewien szlachcic w Żurominie[27]. Widział on w dzieciństwie opętanego, który nieopatrznie zażył tabaki od człowieka, umiejącego więcej niż pacierz. W Żurominie podówczas znajdował się ksiądz, który wyganiał diabłów z ludzi. Kiedy ksiądz przystąpił do egzorcyzmów, nie mógł mu diabeł nic więcej zarzucić, jak to tylko, że będąc małym chłopcem, porwał raz bułkę straganiarce. Nareszcie diabeł, nie mogąc sobie z księdzem poradzić, zaczął krzyczeć, że wylezie bokiem. Ksiądz mu na to: "Nie! Wyleź, jakeś wlazł!" Czart chciał wyłazić oczami, plecami, brzuchem, a ksiądz powtarzał wciąż jedno: "Wyleź, jakeś wlazł", aż diabeł musiał ustąpić.

Traktat księdza Chmielowskiego[28] o opętanych znajdzie czytelnik w "Wypisach" [pod tekstem], tak samo rozprawę o czynieniu egzorcyzmów z Młotu na czarownice; tutaj zaznaczę tylko, że jeszcze w r. 1826, w Miłosławiu, ksiądz wypędzał diabła z krowy, robiąc nad nią znaki siedmiu krzyżów[29], Chodźko zaś[30] znał najsłynniejszego na Litwie egzorcystę ks. Obłoczymskiego, do którego przywożono opętanych z całej okolicy. "Szatan w babie dziwnych rzeczy dokazywał: krzyczał, skakał, bluźnił, różnymi językami gadał, i po łacinie, i po niemiecku, i takim nawet językiem, że go nikt nie rozumiał", lecz ksiądz egzorcyzmami swymi natychmiast wypędzał złego ducha[31].

Nie zawsze jednak diabeł był stroną atakującą. Mnóstwo wypadków świadczy o dobrowolnym oddaniu się szatanowi. Tak uczynił np. ścięty przed ratuszem w Poznaniu w r. 1722 Andrzej Bocheński z Grodziska, który, będąc na służbie u pana Załuskiego w Pyzdrach, gdzie cierpiał wiele, "z desperacji i melancholii napisał kartę, oddając się diabłu". To samo uczynił w Krakowie, w r. 1728, osiemnastoletni Kazimierz Kamiński: "Oddał się był cum anima czartowi i na to cyrograf krwią własną podpisał". Pochop do zapisu tego - zeznaje Kamiński - miałem z relacji, którą czynili w domu Imć Pana Jałowickiego o pewnym szlachcicu, który przedtem był chudym pachołkiem, a teraz nietrudno mu o kilka milionów. Napisawszy tę kartę, zaraz krwi z palca, szpilką ukłuwszy się, w pióro wpuściłem i podpisałem, i z tą kartą podpisaną poszedłem pod Bożą Mękę, invocando złego ducha, ale mi się żaden na ten czas nie pokazał, tylko we śnie pokazowały mi się różne osoby, obiecując mi pieniądze, byłem tylko kilka niedziel poczekał. Te malowania jam malował, aby mi się w takich posturach źli duchowie pokazali, a nie w inszych, bym się ich mniej bał; miałem też pochop takiego rysowania z widzenia, co student pewny we Lwowie, zapisując się diabłu, tak samo uczynił. Nie miałem dotąd żadnego podarunku ani pieniędzy od czartów." Ze względu na małoletność, zamiast kary śmierci, kazano biednemu chłopcu przez rok solenniter nabożeństwa, różańce, spowiedzi odprawiać i siedmkroć pielgrzymować do miejsc świętych. Odlano mu także 50 batów, "aby i ciało nie było przy tym bez jakowej mortyfikacji". Czacki[32] widział cyrograf w r. 1800 podpisany.

III

Najwięcej pociechy mieli diabli z czarów. "Czary – to nasz największy furlon - mówił Lucyper do swej armii w Postępku prawa czartowskiego, kazał przeto »pijaństwem ludzi zwodzić« i czarami »potajemnie kapturać«. Na lep chytrości szatańskiej szły w pierwszym rzędzie niewiasty wiejskie, gdyż w nich nie masz rozumu przyrodzonego ani nauki Pisma świętego." Były to tak zwane baby, cioty, guślnice, matochy, wiedźmy - słowem - czarownice. Spotykały się z diabłem na Łysej Górze. Jest to poniekąd nazwa gatunkowa. Linde powiada, że za łysą uważana jest każda góra, opanowana przez siłę nieczystą. "Gdzie karczma, tam też prawie i łysa góra" mówi Haur.[33] W Tatrach odpowiada jej Babie Łono[34], na Litwie - góra Szatryja.[35] Czarownice polskie latały na ożogach i miotłach, ruskie - w stępie, żmudzkie na miotłach, litewskie - na łopatach[36]. Przed wyprawą nacierały się baby maścią: wysmażony tłuszcz z dziecka, oleosilinum, aconitum, gałązki topolowe i sadze albo: z węża, jaszczurki, piórek wróblich i przepiórczych i żabiego skrzeku[37].

"Gdyśmy chodziły na chmiel do lasa - zeznaje jedna czarownica - nalazłyśmy miejsce okrągłe za łąką Maćkową, i mówiły inne, że tu czarownice tańcują, i niedługo wzięły mię z sobą na toż miejsce Bielicka i Kotwaska - i niosło nas coś wszystkie, nie chodziłyśmy piechotą, i tańcowałyśmy tam i innych dosyć było, ale nieznajome, bo miały kaptury na gębie. Grywał nam chłop nieznajomy, czarną gębę miał. Na długim drewnie pijałyśmy piwo, ale nie wiem, kędy je brały. Zbierają się tam na Boże Wstąpienie. Kotwaska i Bielicka były u mnie, namawiając się z sobą. Te, co były w kapturach, były grzeczne, pleczyste, biedrzyste, tańcowały z pany. Kotwaska świeczkę trzymała, a szklanicę ja, nalewając innym paniom. Na Łysej Górze bywa nas tam ćma, że okiem nie przejrzy. Smarowałam się u Kotwaskiej. Kiedy się smaruję pod pachą, zaraz kominem wylecę. Mam też towarzysza Wcieutowskiego, ale ze mną żyć nie chce, bom nie warowna (nie dziewica). Jadwigę Kazimierzową na Łysej Górze poznałam po pasku srebrnym kręconym. Miała pachołka swego Laskowskiego i innych dosyć z nią było nieznajomych... Woźnę z Turku zwałyśmy królową, służyłyśmy jej, kłaniałyśmy się jej ubogie, miała kaptur na twarzy, była w kożuchowym minderaku, a w palendorze, i inne z nią miały kapturki czarne na gębach... tylko dziurką przez kapturek piły, a ci zdrajcy, oszukańcy, szatani po jednej dziurze w nozdrzach mieli, a nogi jak bociany. Ta Łysa Góra jest pod Poznaniem. Te starsze dostatnie panie pijały wino, a my, ubogie wsianki, piwo; i my nalewamy i kłaniamy się za każdym razem niziutko, z wielkim strachem"[38].

Spalony w Koźminie, w r. 1690, klecha Grzegorz wyznał na mękach, że na Łysej Górze grywał na piszczałce, ożenił się tam z jakąś Jaśkową, w czerwień odzianą i w koronie. Diabeł mu ślub dawał. Każda czarownica miała kawalera bardzo urodziwego, tylko nogi miał końskie i kozłem śmierdział. W wyroku, zapadłym w Jarocinie w r. 1719, niejaki Wawrzyniec Dziad zeznaje, że jest Łysa Góra "jedna pod Cielczą na Golaźni, druga pod Roszkowem, gdzie grywał na wąsach"[39]. Jan Kostera zaś, stracony w Dolsku, pod koniec w. XVIII, nie przeczy, że hulał z czarownicami na bankiecie, ma jednak pewne zastrzeżenia co do szczegółów: otóż w samej rzeczy grał podczas uczty - ale na piszczałce, nie na radlicy[40]. Annę Ratajkę (proces w Wierzbowicach, r. 1699) nauczyła czarowania Jakomianka Jagna z tej samej wsi: "Przyłudziła mnie do siebie i przykrasiła mnie do szatana. Miałam z nim wesele takie jako drugie. Bywałam na Łysej Górze ku Kaliszowi na sobocie"[41]. Stara Zwonniczka w Peregrynacji dziadowskiej[42] opowiada:

    Na ożogu wyjadę źrzednim oknem w pole,
    W oczu mgnieniu objadę podgórskie granice,
    Wywróciwszy odziemną koszulę na nice.
    Wiem wiele czartów w piekle i gdzie drudzy siedzą,
    Oni też wszyscy o mnie, jak się rządzę, wiedzą.
    We czwartek się schodzimy na rozstajnych drogach,
    Więcej chodzę na głowie aniźli na nogach.
    Choć kto idzie mimo mię, żaden mię nie widzi,
    Jeszcze się idąc potknie, a człek z niego szydzi.

Opis sabatu wraz z wieloma drastycznymi szczegółami znajdzie czytelnik w "Wypisach". Na tym miejscu zacytuję tylko dowcipne kpiny autora Czarownicy powołanej:

"Kiedy czarownicę na swoje brzydkie bankiety (diabeł) zanosi abo wiec, co częściej bywa, uczyni i sprawi fantazja ich, jakoby były na bankiecie; uśpiewszy ją w pościeli abo w legowisku jej, wystawi jej jakiej sąsiadki jej znajomej osobę w fantazji: że się tej będzie koniecznie zdało, jakoby spólnie używały, tańcowały lub po kościołach na wierzchu (coć mi za plac do tańca!) lub gdzieś indziej, a on im na radle gra, by na arfie dawidowej. Piękna muzyka, własne szyderstwo i omamienie! Jaki taniec, taka muzyka, choć czasem baba nie może łazić. Dlategoż w wielkim sekrecie to potrzeba odprawować. Ale kiedy i butlowie, i kto się nie leni może przy tym być, to tu butel żonie mało lepszej, do domu przyszedłszy, ona innym, nie tylko rozpowie, ale i przyda tyle troje, że tego będzie nazajutrz pełne miasto! A zacniejsze zaś maciory, chcę rzec matrony, za których podnietą mężowie ich na takie nędznice ostro nastąpili, zrozumiawszy kogo, choć poniewolnie, powołały, jako im mianowano, zarazem rozpisują ową niezbożną utrapionych konfesją, zapraszając drugie, jako wróble na cudzą pszenicę, abo jak na odpust, aby rychło przybywały wypytywać się także, jeśli ich kto nie czaruje lub z domowych, lub z sąsiad." (str. 73.)

IV

Zaprzysiężona diabłu czarownica wykonywała najróżnorodniejsze praktyki, "sobie pożytki przywodząc, drugim ludziom psując". Sprawowała czary mleczne, miłosne, myśliwskie, lekarskie, meteorologiczne, wzrokowe, mogła więc: zamyślić na czyjąś zgubę, uroczyć, ozionąć, zaziorać, urzec, oczynić, przekosić, nadąć (oczarować za pomocą tchnienia), "człowieka osuć, ostudzić, oślepić, pokrzywić, małżeństwo w sobie ostroczyć, człowieka nie żywić; wrzekomo uroki leczyć abo ogień żegnać, anioła z domu wypędzić, a diabła tam wegnać; śmieciami ciskać, gdy księża chodzą po kolędzie, do poduszki się wyścigać, tam kędy ksiądz siędzie" (Sejm piekielny)[43].

    Nuż w sobotę wielkanocną, kiedy wodę święcą
    To się w ten czas czarownice po chałupach kręcą.
    Biegają około domu, brzękając w siekacze,
    A druga, wlazłszy na gniazdo, z kokoszami gdacze.
    Wzięwszy ognia święconego, dobytek nim kadzi,
    Do siedmi kościołów każe po wodę czeladzi.

    Święcone w dzień wielkanocny wkoło domu noszą,
    Aby wężów nie widali, kiełbas o to proszą.
    Lecie zasię, kiedy trzaska, gdy się boją gromu,
    Oknem naczynie żelazne wyciskają z domu:
    Siekierę, motykę, widły, łopatę i grabie,
    A ziela nakłaść na ogień każą leda babie.

W fantazji Krasickiego (Myszeis, VII) zaklinanie diabłów przez czarownicę zbarwiło się w następujący obraz plastyczny:

    Do guseł zatem i czarodziejstw sławnych
    Skrzętnie się baba natychmiast udaje.
    Cyrkuł na ziemi kreśli z liter dawnych,
    Szepce pod nosem, dzikie rzeczy baje,
    Rzuca pęk ziółek, czarami zaprawnych,
    Zżyma się, siada i znowu powstaje.
    Nim zaś te wszystkie gusła uczyniła,
    Dziewięć się razy w koło okręciła.

    Okropnym głosem straszy okolice,
    Mocarstw piekielnych ku pomocy wzywa.
    Na wielowładnej rozkaz czarownice
    Jęk się okropny spod ziemi dobywa,
    Lucyper z swojej rusza się stolice
    I trzoda duchów podziemnych pierzchliwa;
    Gwiazdy swych spuszczać przestały promieni,
    Księżyc się krwawą posoką rumieni.

    Zjadłe padalce i gadziny piszczą,
    Żmije się na jej czołgają skinienie,
    Drży ziemia, ognie piorunowe błyszczą,
    A jakby zginąć miało przyrodzenie,
    Wzmaga się coraz burza, wiatry świszczą,
    Stuletnich dębów wzruszają korzenie.
    Dzielniejsze zatem guślarstwa zaczyna
    I zwykłym czarty sposobem zaklina.

W sprawie przeciw Zuzannie Rozynie (r. 1718) sąd wyszogrodzki kazał podsądną spalić za to, że udoiła cudzą krowę, do mleka wsypała utartych w proszek grzybów, zmieszała to z rosą, przed świtem zebraną, i tą mieszaniną polała grządki w ogrodzie[44]. Agnieszka Wścibidurzyna widziała na łożu Anny Jedynaczki "kokosz czarną, a kąsek popielatą", i znalazła na tym miejscu robaki białe, długie na pół palca, a łby miały czerwone. I widziała, jak je Jedynaczka w ziemi potajemnie zakopała i liściem kapuścianym to miejsce zakryła. (Proces w Koźminie, w. 1648)[45]. Były to oczywiście jakoweś praktyki czarnoksięskie. Taż Wścibidurzyna twierdziła, że nieraz w swej kapuście jaja znajdowała kokosze i schła od tego, a kiedy je wyjęła, tedy się poprawiała[46] Zofia Marchewka (Brześć Kujawski w r. 1771) małżonce sławetnego pana Kwiatkowskiego diabła w kaszy zadała[47]. Chałupnica w Wierzbocicach (1699) "zepsowała świnię, którą pies jadł - i ten pies zdechł"[48], poza tym robiła proszki z koszul trupich i z żab parszywych na różne ludzkie nieszczęścia, tudzież deszcz zatrzymywała, aby nie ożywiał ziemi[49]. Chroma baba z Peregrynacji dziadowskiej zapewnia, że "dojdzie wszędzie, choć zamkną by najlepszą kłódką, bo ma do ślepych zamków rozmaite zioła". Jedna "żabę w skorupie podłożyła pod pańskimi głowami pod słomę"[50], inna sprawiła "koni, bydła i drobiazgów zdychanie, pasieki niefruktyfikowanie"[51], ta nasyłała kury pod chatę, aby śpiewały na szkodę oskarżyciela[52], tamta "nóż w piwo maczając, po schodach kapała i przymawiała, powiadając, że to od gnilcu i bolączek"[53], ta znów "guśliła, bo płotami trzęsła, to ogień żar pod próg sypała, to rozebrawszy się, goła koło budynku latała; i jak nasypie żaru na koszulę pod progiem i garnkiem przyłoży, to koszula nie zgorzała"[54]. W Wiśniczu w r. 1688 Jadwiga Macowa "mlekiem piec oblepiała, żeby w lecie śnieg upadł", kopyta wyrzynała, w wodę kładła i "cicaszki" krowom obmywała, Rabiaszka zaś oskarżona była przez sławetnego pana Walentego Chmielowskiego "o powzięcie łajna krowiego przed domem jego... na co pomieniony actor in ipso actu powzięcia tegoż smrodu solennym intulit protestationem". (Lud, VII). A Jagata Korfunka ukradła Pana Jezusa w Biechowie na odpuście i smagała na Łysej Górze, aż krew płynęła, inne zaś biły i dźgały, potem to ze sobą wzięły - to na urodzaj[55] Gdacjusz[56] opowiada, że w roku 1553 dwie czarownice "sąsiedzie swojej były dziecię ukradły, które na sztuki porąbały i w garncu warzyły. A jako je potem tracić miano, wyznały, że kiedy by ono dziecię były warzyć mogły, tedy by wszystkie owoce, tak polne jako i ogrodowe przez suszę wniwecz się były poobracały. Ale to tylko zdrada i oszukanie szatańskie było.

Bo ponieważ diabeł jest starym p h y s i k i e m, który to z eksperyjencji i doświadczenia powszedniego ma, kiedy deszcz padać i susza być ma, więc naczynie swoje, tj. czarownice, do tego namawia, aby to i owo czyniły: a tedy deszcz padać nie będzie. A tak, gdy to, co im diabeł rozkazał, uczyniły, a deszcze gwałtowne i susze wielkie bywają, tedy te biedne niewiasty mniemają, że to one uczyniły"[57]. Aby sprowadzić suszę, "czarownica krostową żabę z chlebem do ziemie zakopa. Póki ona żaba onego chleba nie zje, póty deszcz padać nie może. Drudzy zasię udawają, że czarownice mają jakiś miech; przeto, gdy się na deszcz zanosi, on miech otwierają, z niego wiatr wypuszczają, który deszcz rozpędza. Trzeci mniemają, że się czarownice w prochu myją, a miotłą go na powietrze ku niebu rzucają. I niektóre czarownice słowa do tego mówią. I tak dlatego deszcz padać nie może"[58].

Chcąc wywołać skutek odwrotny, "bierze piasek w ręce, miece przez się, obróciwszy się tyłem ku wschodu słońca, a gdy chce mieć grad, tedy krzemienie.

Kiedy ludzi zwadzić abo małżeństwo, tedy drwa poprzek kładzie przeciw onemu domowi, gdzie chce złość wyrządzić, przymawiając czartowskie słowa"[59].

To przymawianie czartowskich słów, czyli zaklęcie, stanowiło ważną część rytuału czarowniczego. W rękopisie Akademii Umiejętności, Nr 1711 (w. XV), znajdujemy zaklęcia "contra morsum rabidi canis alias w s c z y e k l e g o p s a: iran, liran, kyrian, oferan, cepharan, cakapharan, stolidon". Thessurus magicus domesticus[60] radzi przywoływać księcia ciemności słowami "Sicclosciu, Panim, Bescialus, Hakodose, Huben, Vernah, Veolim, Echad". Niektóre z tych słów przypominają brzmieniem język hebrajski, na ogół są to zniekształcone imiona władców piekieł. Do dziś dnia wychodzą w Polsce książki, zawierające podobne zaklęcia, np. w "Prawdziwym ognistym smoku"[61]. "Licer, Onia, Kameron, Oliscot, Mandesumini, Poemi, Oriel", etc., tak jak średniowieczne Grimoiry, Höllenzwangi i Claviculae Salomonis roiły się od rozmaitych formuł: "Omogiel, Tramoedy, Mi mona, Turmilo, Pandi", etc., etc. Według Poklateckiego[62] rozumiał diabeł tylko po egipsku i tatarsku, według akademików krakowskich upodobał sobie w łacinie[63], lecz i po polsku można było mówić przy praktykach zabobonnych, a nawet posiłkować się Najśw. Trójcą i imionami świętych. W dziełku Spraua a lekarstua końskie[64]. podane jest "żegnanie na krczycę": "Mów tak: w tym to koniu są siedm krczyc od siedmi, sześć od sześci, pięć od piąci, cztyry od cztyrzech, trzy od trzech, dwie ode dwu, jeden od jednej, potem nic, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, po trzykroć, poranu". Rękopis Biblioteki Jagiellońskiej 1551 zawiera dziełko Szymona z Łowicza Lekarstpha w osobliwych niemoczach, a w nim zaklęcia następujące: "od niemocy wielkiej św. Walentego niech mówi pięć pacierzy na pamiątkę pięciu ran bożech i siedm zdrowech Marii na pamiątkę siedmiu wesela Panny Marii, a potem niech będzie wzięt garniec wody pełny, którą wziąwszy w prawe ręce, w której niech będzie trzyman i lan na lewą rękę, a ty słowa mają być mówiony: W Nazaret się Pan Bóg począł, w Betleem się narodził, w Jordanie ochrzczon, w Jeruzalem umęczon. Toć jest tak wierna prawda. Tak przestanie wielki wrzód i niemoc wielka Piotrowi albo Annie, a polewając oblicze niemocnego: w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. A to masz działać przez trzy piątki pospołu, a będzie zdrów niemocny. To w Gnieźnie jest doświadczono i uzdrowiono od 30 person; na zażegnanie zaś bolączki: »Daj mi miły Bóg dar, lekuję ja sobie sam, i ze mnie wyszło, i ze mnie pójdzie. W imię Ojca i t.d.«"[65]. Dla rozegnania burzy służyły, według Młotu na czarownice (II, 176), słowa:

"Poprzysięgam i zaklinam was, grady i wiatry, przez pięć ran Chrystusa Pana, i przez trzy gwoździe, które jego ręce i nogi przebodły, i przez czterech ewangelistów świętych, Mateusza, Marka, Łukasza i Jana, żebyście w wodę rozpłynąwszy puściły się na dół".

Hanka Czelczonka z Kobylina (r. 1616) zeznaje, że "ziela dawała dziewicom, które zowią l i m o i z a, psując płód, żeby dzieci nie rodziły. Przystojnej miłośnicy Zaleskiego dałam rodzącej kobiecie limoizy, maruny białej, siemienia marchwianego i czerwonej róży. Tem też zepsuje płód, komu chcę"[66]. W Doruchowie (p. str. 93) zarzucano czarownicom m.in., "że raziły ludzi postrzałami, do czego osobliwej używać miały strzelby, tj. rękojeści od stłuczonych tyglów"[67]. Maciejowa Sieczczyna (Poznań, r. 1559) chodziła pod szubienicę po powróz od szubienicznika "ku wyszynkowaniu miodu"[68]. I pani Maćkowska z Kamieńca (r. 1717) oświadcza, że szynku nie miałaby, "gdyby od Michałka kata postronka nie dostała, który od złodziejów zostaje się"[69]. Po "rzeczy naturalne" (genitalia) wisielca chodził także zabobonny Sebastian Porębecki: chciał je ukraść dla znajomego szynkarza, aby mu się lepiej powodziło[70]. Wyżej wymieniona Sieczczyna, pragnąc przywrócić jakiejś Kachnie miłość kochanka, uprzędła nić na opak, obwinęła nią grzebień i położyła wszystko pod ogień; kazała też łykać oczy, wyłupione żywemu gołębiowi. Z aktów kobylińskich dowiadujemy się, że "roku pańskiego 1658, podczas żniw, idąc pani Piotrowa mieczniczka, po małżonka swego na gospodę do pani Szotki, z trefunku nadepnęła nogą mieszeczek z czarnego aksamitu, w którym był palec wielki człowieczy, przy nim igiełek trzy bez obu końców". Gdy po upływie pewnego czasu nikt się po te relikwie nie zgłosił, "urząd zupełny" (tj. burmistrz z rajcami i wójt z ławnikami) rozkazał "nanieciwszy w pół rynku ogień, spalić je, dając na potem znać każdemu, który by się śmiał poważyć takie relikwie nosić i chować, iż mu się także stanie simili modo, jako i tym relikwiom". Był to prawdopodobnie palec skazańca, który według rozpowszechnionego zabobonu służył do czarów. Nawet 10-l e t n i a d z i e w c z y n k a Anna stawała w r. 1703 przed sądem wyszogrodzkim, oskarżona o czynienie kolorowych myszy z liścia różanego: "Wzięła 4 listki, złożyła je na krzyż i dwa razy chuchnęła"[71]. Żyd z Kowla Hirszowicz musiał w r. 1700 złożyć w bóżnicy przysięgę, iż otrzebił kota, należącego do p. Andrzejewicza, "nie dla czarów lub złości przeciw chrześcijanom, lecz dla ulżenia własnej dolegliwości, i że obciętych części nie moczył ani w miodzie, ani w piwie, ani w wódce, ani w wodzie", corpus zaś delicti złożyć musiał w prześwietnym magistracie kowelskim[72].

"Żydy niewierne, których szatan za jedno naczynie sobie obrał"[73], czarowali m. i. za pomocą mleka z piersi kobiet chrześcijańskich, które kupowali rzekomo w celu szerzenia moru śród "gojów". Potrzeba do tego szubienicy, wiszącego na niej złodzieja i najętego chłopa, który, po odprawieniu "gusłów i zabobonów", ma to mleko lać wisielcowi w ucho i pytać go, co by słyszał. Pewna kobieta oszukała Żydów, sprzedając im mleko krowie. Kiedy więc najęty parobek pytał wisielca, co słyszy, ten odpowiedział, że ryk bydła. Żydzi "zasmęciwszy się odeszli od oney białogłowy, łaiąc iey", a wkrótce nastąpił "on mór bydła gwałtowny po wszystkiey Polszcze"[74]. Skarga zarzucał Żydom, że czarnoksięstwa uczą[75], tę samą skłonność przypisywał im Michał z Wrocławia w kalendarzu na r. 1494 ("cierpiąc na głębokość rozumu, poświęcą się nigromancji"), skutki zaś tego czarowania żydowskiego były zaiste straszliwe, bo oto według ks. Tyszkowskiego Żydówki ciężarne po śmierci rodzą przez czary![76].

Czarownice tatarskie umiały pono tak rusznice czarować, że żadna nie wystrzeliła[77]. "Dokumentem do czarów" tych poganek był m. in. fakt, że posiadały pieniądze z napisami arabskimi (diabelski język!). W r. 1609 spalono za to przewinienie kilka żon tatarskich[78]. Znane były oczywiście także wróżki i czarownice cygańskie:

    Kiedy one Maenades zeszły się w gromadę,
    O czarach i o gusłach czyniły więc radę.
    Jedna drugą uczyła, zwłaszcza stara młodą,
    Owa przed tą rozumem, ta miała urodą
    Jak mołojca omamić, kwoli białym głowom,
    Jako owcom i mleko odjąć cudzym krowom,
    Jako wróżyć na ręku, jak poznać przygody,
    Tak przeszłe jako przyszłe pożytki i szkody.
    Tamże się też ćwiczyły w onej swojej szkole,
    Jak sąsiedzkie przewabić żyto na swe pole
    I jako niecić ogień pod słomianym dachem,
    Jako mieszek wyszypłać, jako szalić Lachem.
    I dziś tymi sztukami u nas narabiają,
    Gdy z cudzego pieniądze worka wysączają
    Cyganki farbowane.

                                (Klonowicz, Worek Judaszów I, 2.)

V

Przykłady powyższe świadczą, jak rozmaite były sfery, z których rekrutowały się czarownice i jak różnorodne sposoby czarowania. Rzecz charakterystyczna, że w bezbożnych praktykach swoich czarownice chętnie posiłkowały się przedmiotami kultu religijnego, kościelnego. Z "Synodu klechów podgórskich" (w. XVII)[79] dowiadujemy się, że sprzedawano im wosk poświęcony i strzępy z chorągwi kościelnych; gromnic używały baby do odpędzania gradu[80], czarowały palmami poświęcanymi[81], z synodu z r. 1248 mamy wiadomość o praktykach zabobonnych z wodą chrzestną, olejem św. i Najśw. Sakramentem[82], diabeł zaś Rogalec z Sejmu piekielnego uprawia agitację po prostu w kościele. Podczas nabożeństwa stoi z dziewkami w kącie i uczy je:

    Jednej każę, aby strzępków w kościele dostała
    Od chorągwi, od obrusów, by przy sobie miała.
    Jako ludzie kupą chodzą za tymi strzępkami,
    Tak za tobą będą chodzić, ba, i diabli sami.
    A drugiej każę napalić w ogniu trupich kości,
    Żeby drugie osypała, naczyniła złości.
    Dostawszy jej wieńca z głowy, włóż na trupią głowę,
    A z konwie obrączki popal, osyp trzecią owę.
    Czwartej stopy wykroiwszy, w czeluście je ulepisz,
    Jedną ostudzisz, ususzysz, a drugą oślepisz.
    Trzecią uczę chcieli, żeby młodzieńca miała,
    Żeby włosów z jego głowy, jak może, dostała.
    K temu wosku z kościelnej świece, a świeczkę udziałaj
    Z onych włosów, którą sobie we czwartki zapalaj.
    Póki ono światło będzie u ciebie gorzało,
    Póty się mu serce będzie ku tobie pręgało.

                                             (962-977)

Prefesję swą i stosunki z diabłami starały się czarownice ukrywać w największej tajemnicy. Istniały jednak sposoby zdemaskowania podejrzanych. "Chcesz wiedzieć, kto jest czarownica, mówże jedną pewną choć świętą modlitwę, o której nie powiadam; myśląc, gdy mówisz, o tej, którą masz podejrzaną, jeśli się na ten czas wezdrgniesz, już jest pewna czarownica ta, o której pomyślasz." Na Białej Rusi rozpoznawano czarownice w ten sposób, że "kąpano je w wodzie, pierwej wodę przez prześcieradło przecedziwszy z pilnością, a potem wrzkomo exorcyzując i krążąc około wanny i nieco mówiąc, kość spróchniałą ostrożnie i rzęsę wodną abo i czym innym natkaną wpuszczają, czasem i różne zboża abo kamyki, zaczem rzęsa po wierzchu wody pływa. I z jednego gnata siła gnatów, które z czarowanego wyszły, sława i gęba szczebietliwa narodzi. Głosząc, że za egzorcyzmem w wannie nalazły się wierutne czary, kości trupie, rzęsa, rozmaite zboża, kamyki. Jeszcze by powtórzyć, aby wszystkie wypłynęły. (Czarownica powołana, 97).

Najczęściej jednak oskarżenie o czary było dziełem "świegotliwych białychgłów, co o wszystkiem chcą wiedzieć, aby miały o czym świegotać, boby im gęba spuchła milcząc, i owszem rozpisują do sąsiadek swoich, aby przybywały, chcąli wiedzieć, jeśli ich kto nie czaruje. A zleciawszy się by sroki do ścierwa, mianują same i tę, i ową, grożąc, że się nie przyznasz po niewoli, i obiecując przyczynę ze strony wyzwolenia. Zaczem muszą nędznice pleść troje niewidy" ... "Naźrze się druga krup surowych, grzybów, bedłek, korzenia, gliny, wapna, fruktów niewczesnych, smażonek i innych rzeczy swojej naturze szkodliwych, za czym niezdrowie, zła cera, żołądek niestrawny, uroki, osypanie, czary, czarownice. Napadnie na takiego, co rad smaczne kąski po dworach zobie, wmówi w nie czary, nuż tu diabelstwa po pierzynach, po wannach szukać, nuż tu i te, i owe posądzać i przed mężem o czary udawać. On dla klekotania ustawicznego musi chudzina w takie plotki się wdać, wrzkomo dla swego pokoju, a ono wielkiego dusznego i doczesnego nabędzie niepokoju, jako sami nieraz z płaczem dobrowolnie, choć nie wczas, wyznawają, i na żony, i na tych, którzy im to w głowy lekkomyślne mocno wbili, narzekają". (Czarownica powołana, 92-93).

Przez te plotki "kobiecisk nikczemnych, małocnockich, wyuzdanej gęby" cała Polska tak się, według Czarownicy powołanej, zagęściła czarownicami, że "na posiedzeniach i schadzkach zwyczajnych o żadnej materii więcej nie było słychać, jako o czarownicach". Światopogląd wieku był na wskroś demoniczny. Doszło do tego, że przyczyny naturalne zjawisk przestały jakoby istnieć. Wszystko zło zwalano na sztuczki czarownic:

    Kiedy wiosna nastąpi, a deszcz ustał w maju,
    Czarownice przyczyną. Zdechł wół jeden, drugi,
    Albo tam co z przychowków, czarownice winą.
    Każą tedy niewinną babę wziąć i męczyć,
    Aż ich z piętnaście wyda. Ciągnie kat i pali,
    Aż powie i powoła wszystkie, co ich we wsi,
    A baba dziw, że pana z panią nie powoła,
    Których by raczej spalić za to, że niewinnie
    Męczyć i tracić każą swoich bez przyczyny.
    I tak nie będzie we wsi trzydzieści człowieka.
    A piętnaście pogłowia spalą! Co dla Boga
    Za przyczyna? Pan chory i nie ma wskórania,
    Schnie i dzieci mu często umierają w domu.
    Jakoby i suchoty, i śmierć przyrodzone
    Nie były i zesłane od Boga samego!

            (Opaliński, Na ciężary i opresyją chłopską w Polszcze)

Zobaczmy, jak odbywało się w Polsce owo męczenie i tracenie czarownic.

VI

"Nie słychać po innych państwach i nacjach o tak gęstych ekscesach i nagłych, a raczej bezprawnych egzekucjach", narzeka ks. Gamalski w Przestrogach duchownych[83], "nasza tylko w tym nieszczęśliwa Polska, której wkrótce borów i lasów na stosy nie stanie, a podobno tym prędzej po miastach, miasteczkach i wsiach ludzi nie będzie na podniecenie tych pożarów". Jest w tym okrzyku szlachetnym wiele przesady, gdyż historia świadczy, że w sąsiednich "państwach i nacjach" męczono i palono stokroć więcej niż w Polsce ofiar.

Chociaż już od w. XIV rozlegało się echo o inkwizytorach "haereticae pravitatis" (był to jeden z urzędów klasztornych zakonu dominikańskiego)[84], to aż do połowy w. XVI nie zajmowano się u nas sprawami o czary, gdy np. we Francji, już w w. XIV (od 1320 do 1350) w samej Karkassonie spalono 400 czarownic i czarowników, w Tuluzie zaś, w tym samym czasie, 600[85]. Proces o czary był jedną z gałęzi św. Inkwizycji, która przez usta swych popleczników stworzyła zasadę "haeresis est maxima opera maleficarum non credere'.', opierając się na Piśmie św.: "Czarownikom żyć nie pozwolisz" (Exodus 22, 18), "Mąż albo niewiasta, w których by był duch czarnoksięski albo wieszczy, śmiercią umrą" (3 Mojż. XX, 27) i na dogmacie, przez św. Tomasza z Akwinu utwierdzonym: fides catholica vult quod daemones sint aliquid et possint nocere suis operationibus. Gorszył się ks. Chmielowski, że istnieją ludzie, którzy "cale negują, aby czarnoksięstwa i czary miały się znajdować, a co większa: niektórzy twierdzą, że nawet i czartów nie masz. Jak oni temu ważą się kontradykować, czemu Kościół boży nigdy nie kontradykował?"[86]. Kościół utrwalał w ludzie wiarę w diabła[87], a jednocześnie walczył z czarami jako "cudami nielegalnymi", jako z herezją, bo czarownicy, według Alexandra IV, "aperte haeresia sapiant", diabeł zaś do dziś dnia tak lubi włazić w kacerzy, jak niegdyś w świnie, a kacerze tak się zwykle przemieniają w czarowników, jak stare nierządnice w rajfury[88]. Czary zaliczone były do crimina ex cepta, atrocissima.

Najdawniejszy przepis prowincjonalnego prawa polskiego o czarodziejstwie znajdujemy w synodzie, odbytym w Budzie przez legata papieskiego Filipa w r. 1279. Czytamy tam: "Ze społeczności wiernych wyłączamy i wyklinamy wszystkich czarowników, którzy czynią czary przez wzywanie diabłów lub użycie rzeczy poświęconych, surowo zabraniając, aby nikt, prócz własnego ich biskupa, nie dawał im rozgrzeszenia, wyjąwszy w godzinę śmierci; inni zaś czarodzieje mogą być rozgrzeszeni przez miejscowych kapłanów, po naznaczeniu im odpowiedniej pokuty"[89] Z wieku XV pozostało kilka zapisek, jak np. o tym, że "wyeszcza baba z Zakrzewa scilicet czari" (r. 1476) została pociągnięta do odpowiedzialności za gusła[90], w roku 1502 "Małgorzata Bilkowska oczyszczała się przed kapitułą poznańską z zarzutów sobie uczynionych"[91]; są ślady, że za króla Aleksandra oskarżono o czary Sapieżynę[92], lecz aż do roku 1543 wiadomości te są nader skąpe. Dopiero sejm, z roku 1543 (Vol. legum I, f.578 § Differentias) zajmuje się sprawami czarnoksięskimi i oddaje sądzenie ich władzom duchownym.

"Różnice sądowe między duchownymi a świeckimi na tym sejmie z radami naszymi obojga stanu i z posły ziemskimi tak postanawiamy, aby więcej jeden drugiego do prawa sobie nienależytego nie pozywał ani pociągał. Aby tedy wiedzieć, które kauzy do duchownego prawa, które do świeckiego przysługują, tym opisaniem oznajmujemy. Postanawiamy za przyzwoleniem panów prałatów duchownych i panów świeckich, i posłów ziemskich: naprzód prawu duchownemu należy sąd rozeznać różnicę około wiary chrześcijańskiej, o heretykach, o schizmatykach, bluźniercach bożych i apostatach. Nadto sądowi duchownemu podległy wróżki, czary, czarnoksięstwa", etc. (Czarownica powołana, str. 9).

Sądy świeckie miały jednak prawo ingerencji, o ile wynikała dla kogo szkoda materialna – i w ten sposób sprawy o czary przeszły całkowicie pod sądy landwójtowskie, chociaż o formalnej translacji praw sądów duchownych na świeckie nie znajdujemy nigdzie wzmianki[93]. Poza uchwałą z r. 1543, przepisującą sądzenie spraw o czary, i uchwałą z r. 1776, znoszącą je, nie znajdujemy w konstytucjach nic, co by określało s p o s ó b sądzenia, śledztwa etc. Znamy tylko dekrety królewskie (Warszawa 1672 i 1713), oddające sądom duchownym p i e r w s z e ń s t w o przy badaniu spraw o czary, i reskrypt Augusta III (z r. 1745), zakazujący rozpatrywanie ich sądom miejskim pod karą mille hungaricalium, a wiejskim sub poena capitis. Dekrety te i reskrypty nie były jednak nigdy ściśle wykonywane. Praktyka zaś sądowa powstała sama przez się, po części na gotowym wzorze niemieckim. Według kalamburu Czarownicy powołanej była to zaprawdę "iurisprudentia-iurisperdentia". Byle plotka zawistnej sąsiadki wystarczyła, aby "ująwszy gromnicę palił ławnik z burmistrzem w rynku czarownicę, lecz chcąc pierwej dociec zupełnej pewności, pławił ją na powrozie w stawie podstarości". O pławieniu nie ma wzmianek w źródłach archiwalnych, był to jednak obyczaj powszechny: oskarżoną zanurzano w wodę, a jeżeli nie tonęła - był to "wielki dokument do czarów". "Z tej przyczyny mnie wzięto, zeznaje Anna Strzeżyduszyna, żem pływała. Ale niejednakowo rzucano w wodę: jedne z ochroną, a drugie - jako mogło być. Tom też od ludzi słyszała, że, kiedy która czarownica, chociaż ją pogrążają, tedy ona przecie pływa jako kaczka." Niektórzy księża zwykli byli pierwej poświęcać wodę, w której baby pławić miano[94] i chociaż Innocenty III zakazał takiego poświęcania, czynili to w dalszym ciągu. Mylnie jednak twierdził autor Czarownicy powołanej, że pławienia "w porządnych państwach jako we Włoszech, w Hiszpanii, we Francji nie obaczysz" i "nigdzie też czarownic nie pławią, tylko u nas". Zwyczaj ten istniał w Niemczech i we Francji.

U nas jednak przetrwał najdłużej. Walczył z nim biskup Załuski[95], pisząc że "próba niewinności przez pławienie w wodzie jest niegodziwa i płonna, chcąc aby niewinny tonął, a winny pływał, i sprawiedliwie mówić można, że to jest wynalazek ludzkiego dowcipu, przez który częstokroć fałsz prawdzie miejsce bierze - i lubo się czasem uda, to czyni czart, aby tym utwierdził w błędzie człowieka, chcąc go łudzić przez pomaganie mu w niegodziwości... Dlaczego z usilnością zabraniać tego czynić każdy jest obowiązany". Nawet po konstytucji r. 1776 zdarzały się wypadki pławienia. W r. 1789 ekonom z Zagościa pod Pińczowem "zdesperowany brakiem deszczu" kazał baby pławić[96], Huculi topili wiedźmy w r. 1827[97], w r. 1836 we wsi Chałupach (pow. wejherowski) zarzucono 50-letniej Cejnowej, że sczarowała rybaka Kąkola. Przez dziesięć dni bito ją, szarpano, kopano, potem pławiono i utopiono[98]; Gloger wspomina[99], że w r. 1860 włościanie oskarżyli pewną komornicę o rozpędzanie chmur i prosili, aby im pozwolono pławić ją; i jeszcze w r. 1872 we wsi Dżurkowie (powiat stanisławowski) pławiono na skutek posuchy wszystkie ze wsi kobiety[100].

Przypisy

  1. Richalmus: Liber Revelationum de insidiis et versutiis daemonum adversus homines, 1721 , str. 373 i nast.
  2. Jan Bohomolec: Diabeł w swoiey postaci z okazyi pytania: jesli są upiory ukazany, Warszawa, 1775 , str. 250-253
  3. Gabriel Rzączyński: Historia naturalis curiosa Regni Poloniae, Magni Ducatus Lituaniae, annexarumq(ue) provinciarum., Sandomiriae, 1721 , str. 350
  4. Jako pendant do faktu z r. 1543 niechaj posłuży artykuł, który ukazał się w dzienniku krakowskim Naprzód, dnia 26 czerwca roku 1920.

    NARODZINY DIABŁA W KRAKOWIE

    "Od kilku dni krążą po mieście sensacyjne wieści, ze w klinice ginekologicznej 10-letnia Izraelitka porodziła diabełka z rogami, kopytkami i ogonem. Wczoraj od rana juz poczęły się gromadzić tłumy publiczności przed kliniką położniczą, przy ulicy Kopernika, żądając wpuszczenia ich do wnętrza, celem oglądnięcia diabła. Wśród tłumów zauwazyć było można panie elegancko ubrane, które głośno twierdziły, że diabła widziały na własne oczy. Jest on przywiązany do łańcuchów w parterowej sali kliniki. Bryka on i bodzie, kto tylko do niego dostąpi. Opowiadano także, że we wtorek chciano go ochrzcić w kościele Św. Mikołaja, równocześnie jednak błyskawica rozdarła obłoki i przeleciała nad kościołem, który się zatrząsł w posadach. Także i księdzu, który miał ochrzcić diabełka, wypadło kropidło z ręki. Doktorzy postanowili otruć diabła i dawali mu najostrzejsze trucizny, jednak bezskutecznie, gdyż diabeł po zażyciu tychże okazywał większe tylko niezadowolenie i krzesał iskry kopytami.
    Tak tumaniły osoby inteligentne zbierający się coraz większy tłum, który, mając podnieconą wyobraźnie, rozpoczął szturm do bram kliniki. Mimo perswazji tłumów przez służbę szpitalną i doktorów, kobiety (a nawet i mężczyźni!) poczęły uporczywie nalegać, aby wpuszczono je do wnętrza.
    Gdy im odmówiono i perswadowano, że to jest nieprawda, w tłumie gruchnęła wieść, że dyrektor szpitala wziął "łapówkę" od rodziny matki diabła, ażeby zatuszować skandal rodzinny. Po południu tłumy wzrosły do kilku tysięcy. Wśród tego znowu jakaś inteligentna pani opowiadała, że zna pewne osoby, które były wpuszczone do diabła. Naturalnie zawiedziony tłum począł znowu awanturować się ze służbą, a portier począł się zaklinać, że diabła nie ma w klinice położniczej; tłumy ruszyły do szpitala Św. Łazarza i Św. Ludwika w poszukiwaniu za diabłem. Po długich poszukiwaniach tłum powrócił wzburzony przed klinikę ginekologiczną i zażądał wpuszczenia do diabła. Długo przedkładano kobietom, mężczyznom i dzieciom, że w XX wieku diabły się nie rodzą w tej postaci, w jakiej oni sobie wyobrażają, jednak nie dało się przekonać zebranych, wśród których gruchnęła wieść, że diabeł będzie przewieziony karetką pogotowia na kolej, skąd osobnym pociągiem ma być odesłany do jednego z zakładów antropologicznych w Berlinie, celem zachowania diabła w spirytusie.
    Mimo rozpędzania tłumu przez policję, czekały rzesze na ulicy do późnej nocy, by zobaczyć przynajmniej w przelocie utęsknionego diabełka."
  5. Mon. Pol. Hist., VI, 588-589.
  6. Kazanie Jana z Przeworska, r. 1593, według Czackiego O litewskich i polskich prawach, wyd. turowskiego, Kraków 1861, II, 103.
  7. Chodźko, Obrazy litewskie, ser. I, wyd. 2., Wilno 1847, str. 41. (Kopia w bibliotece cyfrowej, str.23).
  8. Tripplin, Tajemnice społeczeństwa, Wrocław 1852, I, 279.
  9. Jucewicz, Wspomnienia Żmudzi, Wilno 1842, s. 181-186. (Kopia w bibliotece cyfrowej).
  10. Wawrzeniecki, Krwawe widma, Warszawa 1909, s. 61, 71. (Kopia w bibliotece cyfrowej).
  11. Maciejowski, Polska aż do pierwszej połowy XVII w. pod względem obyczajów i zwyczajów, Petersburg - Warszawa 1842, IV, 147.
  12. Antonowicz, Kołdowstwo. Trudy etnogr.-stat. eksped. w zap.-rus. kraj., Petersburg 1877, s. 412. (Kopia w bibliotece cyfrowej.)
  13. Wielewicki, Dziennik spraw domu zakonnego 00. Jezuitów u św. Barbary w Krakowie, Script. Rer. Pol., X, 41. (Kopia w bibliotece cyfrowej.)
  14. Acta Capituli Gnezensis, nr 1507, Mon. Med. Aev., t. XIII, s. 18.
  15. Czacki, Dzieła, wyd. Raczyńskiego, Poznań 1843 r., l. 333. (Kopia w bibliotece cyfrowej.)
  16. Kolberg, Lud, Poznańskie, VII, 227. (Kopia w bibliotece cyfrowej.)
  17. Łukaszewicz, Obraz historyczno-statystyczny miasta Poznania, Poznań 1838, II, 323-324. (Kopia w bibliotece cyfrowej.)
  18. Rozprawy Wydz. Filolog. Akad. Um. w Krakowie, XXV, 275.
  19. Wykład katechizmu, r. 1579.
  20. Mon. Pol. Hist., II, 843.
  21. Długosz, II, 45 (wg Berwińskiego, Studia o gusłach, czarach, zabobonach i przesądach ludowych, 1862, I, 105-110).
  22. De atheismis et phalarismis evangelicorum, Neapol 1596, p. 544 (w rozdziale Evangelicorum phalarismis in Polonia).
  23. Łukaszewicz, Obraz..., II, 322.
  24. Smoleński, Przewrót umysłowy w Polsce w. XVIII, Kraków 1891, s. 15.
  25. Patrz o tym studium Konowałowa: Religioznyj ekstaz w ruskom misticzeskom sekstantstwie, Sergijew Posad 1908.
  26. Patrz Wilhelm Bruchnalski, Diabeł w Okszy w r. 1649 (Lud, Kwart. etnogr., VII, 146).
  27. Sadkowski, Szlachta w powiecie płońskim i płockim (Wisła, XVII, 682).
  28. Nowe Ateny.
  29. Kolberg, Poznańskie, Lud, VII, 85.
  30. Obrazy litewskie, s. 22.
  31. W bibliotece Ordynacji Zamoyskich w Warszawie widziałem niezmiernie ciekawy podręcznik dla egzorcystów (sygnatura II, T. 304): Thesaurus exorcismorum atque coniurationum terribilium, potentissimorum, efficacissimorum cum practica probatissima, quibus spiritus maligni, daemones maleficiaque omnia de corporibus humanis obsesis tamquam flagellis fustibusque fugantur, expelluntur, doctrinis refertissimus atque uberrimus, Coloniae 1608. Przeszło 1300 stron druku. Specjalnie ciekawy rozdział XII: De diversis nominibus diaboli et eorum interpretatione. W Pamiętniku religijno-moralnym, r. 1861, luty, s. 151, w artykule Jaka jest nauka Kościoła o diable, pisze ks. M. Nowodworski m.in.:
    "W pokusie szatan do człowieka ma się zewnętrznie, pokusą chce wolę człowieka skierować ku przyjęciu woli swojej; w opętaniu wkracza we wnętrze człowieka, działa jak trucizna na cały organizm, dążąc do ogarnienia wszystkich sił duszy, do nadania im kierunku przewrotnego, chociaż w istotę duszy wniknąć i zupełnie jej woli siłą opanować nie może. I dlatego w człowieku opętanym uderzającą jest dwoistość osobowa; dotykalnie prawie rozróżnić można w nim jedną osobę przygniecioną, opanowaną, słabą, drugą panującą i silną. W opętaniu najwidoczniej pokazuje się istnienie i potęga złego ducha. [...] Wiarę w rzeczywistość opętań Kościół dostatecznie pokazuje użyciem egzorcyzmów. Bez wątpienia, w czasach bardzo ograniczonej znajomości natury niejeden objaw chorobliwy organizmu poczytywanym był bezzasadnie za działanie szatana; ale również bezzasadnym, choć wręcz przeciwnym przesądem jest tłumaczenie opętania naturalną chorobą ciała. Zjawiska, będące znakami opętania, a mianowicie: znajomość obcych języków bez ich uczenia się poprzedniego, biegłość w umiejętnościach sobie obcych i poprzednio nieznanych, wiadomość rzeczy tajnych, faktów spełnionych w oddaleniu itp. oczywiście przechodzą siły naturalne człowieka i stąd też kuszenie się o ich wytłumaczenie sposobem naturalnym jest niedorzecznością".
  32. Op. cit., II, 251.
  33. W Skarbcu ekonomii ziemiańskiej, s. 158.
  34. Rzewuski, Nie-bajki, s. 104.
  35. Ludwik z Pokiewia, Litwa, s. 227.
  36. Wójcicki, Zarysy domowe, Warszawa 1842, 4 tomy; III, 146.
  37. Z aktów sprawy w Wiśniczu w r. 1688. Lud VII, 302-322.
  38. Milewski, Pamiątki historyczne krajowe, Warszawa 1848; s. 350-352.
  39. Tripplin, op. cit., I, 277.
  40. Kolberg, Poznańskie, Lud, VII, 81.
  41. Tripplin, op. cit., I, 269. W innym miejscu - "na Sobótce". Czy to nie Sobótki?
  42. Peregrynacja dziadowska - broszura popularna z r. 1614, opisująca życie dziadów, włóczęgów, bab-czarownic, etc. (Przedruk w Pomnikach do historii obyczajów w Polsce Kraszewskiego, Warszawa 1843).
  43. Sejm piekielny straszliwy i examen książęcia piekielnego abo słuchanie liczby wszystkich czartów, co który zrobił na świecie za te lata od strącenia z nieba aże do sądnego dnia, r. 1622. Przedruk w Bibliotece Pisarzów Polskich. Wydał A. Brückner.
  44. O.F., Prześladowanie czarów w dawnej Polsce. (Album uczącej się młodzieży, poświęcone Kraszewskiemu, Lwów 1879, s. 496).
  45. Milewski, op. cit., 346.
  46. ibid., 349.
  47. O.F., op. cit., 502.
  48. Tripplin, op. cit., I, 270.
  49. ibid., 272.
  50. Antonowicz, op. cit., 381.
  51. ibid., 367.
  52. ibid., 384.
  53. ibid., 396.
  54. ibid., 540.
  55. Tripplin, op. cit., I, 270.
  56. Adam Gdacjusz, Ślązak, w. XVII, autor Ardens irae divinae ignis; Postilla popularis i in., występował przeciw czarom i gusłom. Wspomina pracę teologa Freudiusa Gründlicher Bericht von Zauberey und Zauberern oraz pisma Hartmana i na ich podstawie oraz znajomości stosunków miejscowych charakteryzuje zabobony. (Patrz Kazimierz Kolbuszewski Postyllografia polska, Kraków 1921).
  57. Kolbuszewski, op. cit., 246-247.
  58. Gdacjusz, op. cit., 246.
  59. Postępek prawa czartowskiego, s. 114, wg przedruku z r. 1892 w Krakowie (Biblioteka Pisarzów Polskich, nr 22, wydał dr Artur Benis). Postępek wyszedł w roku 1570 w Brześciu Litewskim u Cypryana Bazylika.
  60. Thesaurus magicus domesticus sive approbatus nigerlibellus J.E. R.S. in extrema necessitate dicendus, Cracoviae post partum salutis A. 1637. W 24-ce, kart 16. Na odwrotnej stronie karty tytułowej drzeworyt, przedstawiający młodą osobę, niosącą pod pachą zawiniątko z narzędziami czarodziejskimi. Nad głową jej unosi się Opatrzność boska, z lewej i prawej ręki wznosi się siedem gwiazd. Wokoło dziwaczne napisy po łacinie. Książki tej nie mogłem odszukać. Cytuję w "Wypisach" urywki według Maciejowskiego. (Piśmiennictwo I, 259-265).
  61. Prawdziwy ognisty smok albo władza nad duchami niebios i piekieł i nad mocarstwami ziemi i powietrza. Z tą tajemnicą aby umarli mówili, zawołanie Lucypera, cytowanie duchów, ugody z duchami i do tego potrzebny inkaust, moc nad kluczem czarodziejskim, tajemnice różczki wieszczbiarskiej, laski cudotwórczej, odżycia, oczarowania broni palnych, etc. etc. etc. Tytuł o wiele dłuższy, na całą stronicę. Bzdurna książeczka, napisana straszliwą polszczyzną. Pierwowzór jej sięga w. XVI: por. Le dragon rouge ou l'art de commander les esprits celestes aeriens, terrestres, infernaux avec le vrai secret de faire parler les morts, lire dans les astres, decouvrir les tresors, sources minieres, etc., 1521.
  62. Pogrom czarnoksięskie błędy, latawców zdrady i alchimickie fałsze jako rozpłasza, za pozwoleniem zwierzchności spisany od Stanisława z Gór Poklateckiego na ochronę zbawienia ludzkiego wydany. Trzecie księgi Mojżeszowe położenia 19: Nie chodźcie do czarnoksiężników ani się o czym pytajcie od wieszczków, abyście się przez nie nie splugawili. Ja Pan Bóg wasz. W Krakowie. Z drukarnie Jakuba Siebeneychera 1595. s. nlb. 60.
    Treść książki:

    Księgi pierwsze czarnoksięstwa rozmaitego poczet przekładają.

    1. Jeśliż godzi się umieć czarnoksięstwo.
    2. Pierwszy herst czarnoksięstwa i jego rozmaitość.
    3. Co jest gwiazdarskie czarnoksięstwo.
    4. Czarnoksięstwo, które zową kabalistyką co zacz.
    5. Czarnoksięstwo niektóre jest prawdziwie przyrodzone.


    Księgi wtóre czarnoksiężniki króla faraona w Egipcie opisują.

    1. Czemu Bóg dopuścił czarnoksiężnikom czynić niektóre cuda Mojżeszowym podobne.
    2. Króla faraona czarnoksiężnicy co zacz byli.
    3. Jeśliż były prawdziwe cuda, a nie zmyślone przez czarnoksiężniki faraonowe w Egipcie.
    4. Jakim sposobem czarnoksiężnicy faraona króla w Egipcie węże poczynili.


    Księgi trzecie sprawy czarnoksięskie okazują.

    1. Spraw czarnoksięskich bardzo wiele zmyślonych.
    2. Duchów złych, inkluzów mocy, czarnoksiężnicy używają.
    3. Czemu czarnoksiężnicy, bez zwierciadeł, ziół, gwiazd, kryształów, figur rozmaitych nic czynić nie mogą władzą inkluzów czartów.
    4. Czart przez się samego co czynić może gwoli czarnoksięstwu.
    5. Jako rozmaitymi ślepotami są uwichłani od szatana czarnoksiężnicy.
    6. Czart przez Nigromanczyki nie może skrzeszać umarłych.
    7. Czego czart ani przez się, ani przez czarnoksięstwo uczynić nie może.
    8. Nigromanckie w czarnoksięstwie zdrady, przez pisarze katolickie odkryte.
    9. Różnice cudów Boskich od czarnoksięskich.


    Księgi czwarte obłudę alchimicką pokazują.

    1. Alchimia daje swe pożytki.
    2. Złota prawdziwego alchimistowie uczynić żadną miarą nie mogą.
    3. Jako poznać złoto fałszywe i nieprawdziwe.
    4. Nauk czarnoksięskich każda zwierzchność broni.


    Księgi piąte zdrady latawców jawne czynią.

    1. Co jest latawiec.
    2. Czemu latawcy znoszą nabożeństwo i pobożność chrześcijańską.
    3. Obrona przeciw latawcom.
  63. Krzyżanowski, Dawna Polska, Warszawa 1857, II, 603.
  64. Biblioteka Pisarzy Polskich nr 53, Kraków 1905.
  65. Łoś, "Przegląd językowych zabytków staropolskich do r. 1543", Kraków 1915, s. 327.
  66. Lud, Poznańskie, VII, 262.
  67. Tripplin, op. cit., I, 264.
  68. Łukaszewicz, op. cit., I, 123.
  69. Antonowicz, op. cit., 388.
  70. Karłowicz, Czary i czarownice w Polsce (Wisła, I).
  71. O.F., op. cit., 497.
  72. Antonowicz, op. cit., 331.
  73. X. Przecław Mojecki, Żydowskie okrucieństwa, mordy i zabobony, Kraków 1589.
  74. Sebastian Miczyński, Zwierciadło korony polskiej, Kraków 1618; Art. XV: Jak Żydowie czarami i upominkami sczarowanymi, o co się pokuszą, dokazują. Według Bartoszewicza: Antysemityzm w literaturze polskiej XV-XVII w., Warszawa 1914, s. 81.
  75. Żywoty świętych. W opisie męczeństwa pacholęcia Szymona Trydenckiego.
  76. Theatrum myśli przez siedmiu aktorów zagajone, Lwów 1780, s. 233.
  77. Wójcicki, Klechdy, II, 191, Warszawa 1837.
  78. Krzyżanowski, Dawna Polska, II, 568; Azulewicz w Apologii Tatarów z r. 1630 broni pomówione o czary Tatarki: "Mają one zasię pieniądze, które ich bracia im przysyłają. Nie umieją ich czytać, ale dalibóg nie masz tam konterfektu diabelskiego... Ej, czyż za to palić potrzeba, że kto ma sztuczki srebrne i złote? Czytać nie umiecie, a gadacie, że to diabelskie pismo".
  79. Berwiński, op. cit., I, 8.
  80. Prace filologiczne, IV, 573.
  81. Arch. für slav. Phil., XIV, 185.
  82. Encyklopedia kościelna III, 627; artykuł ks. Z. Ch. Czarodziejstwo w Polsce, s. 627-645.
  83. Przestrogi duchowne sędziom inwestygatorom i instygatorom czarownic, napisane przez wieleb. niegdyś ojca Serafina Gamalskiego, exministra prowincji wielkopolskiej, świętej teologii lektora, jubilata zakonu św. Franciszka wieleb. ojców bernardynów, a teraz z dozwoleniem zwierzchności duchownej do druku podane. Roku Sędziego Boga człowieka oraz niewinnych Patrona 1742, w Poznaniu, w drukarni akademickiej.
  84. Krzyżanowski, op. cit., 601.
  85. Berwiński, op. cit., II, 147.
  86. Echem słów Chmielowskiego jest wyznanie ks. biskupa przemyskiego J.S. Pelczara: "Niestety nawet śród katolików niby to oświeconych spotkać można takich, którzy w szatanie widzą abstrakcyjne uosobienie złego". (Tajemnice religii katolickiej, Przemyśl 1918, s. 105) ; albo ks. M. Nowodworskiego (W Pamiętniku religijno-moralnym, 1861, luty, s. 151, w artykule Jaka jest nauka Kościoła o diable): "I nam istnienie jego (diabła) nie jest bynajmniej przyjemne, i owszem, czym silniej przekonani jesteśmy o jego zgubnym wpływie w życiu, tym chętniej zgodzilibyśmy się na jego niebytność, gdyby tylko jej zaprzeczenie wyłączyć go mogło z liczby istot rzeczywistych, gdyby Kościół nic nas nie uczył o tej jego bytności. Ale ponieważ tak nie jest, ponieważ myśl nasza zbyt słaba, aby siła samego przeczenia odjąć mogła duchom istnienie, ponieważ Kościół wyraźnie uczy, że diabeł jest, przeto pomimo wszelkich wykrzykników zadziwienia, które z pewnej strony łatwo przewidzieć się dają, pomimo osobistej niechęci do wszystkiego, co z diabłem ma styczność, podejmuję to pytanie". Wreszcie słowa ks. Stieglitza (Szczegółowo rozwinięte katechezy o nauce wiary. Przełożył ks. dr Wojciech Galant, Mikołów-Warszawa 1909, s. 84): "Jako myśliwy zasadza się na zwierza, tak czarci zasadzają się ustawicznie na nas, ustawicznie przemyśliwują i pracują nad tym, by uwodzić i gubić dusze ludzkie". Tamże, na s. 26, zabawne curiosum: "Wiara katolicka jest najprostszą drogą do nieba. Wiara protestancka może zawieść tam także, ale trzeba b a r d z o n a k ł a d a ć d r o g i" (podkreślenie moje, JT).
  87. W wieku XIII posiłkowano się przy tym tak prostymi środkami, jak wprowadzanie do kościołów na postrach ludu maszkar i poczwar, dusz potępionych w orszaku diabelskim (monstra larvarum... ducentes processiones diaboli). Patrz Berwiński, op. cit., I, 12-13.
  88. "Wstręt do wszelakiej herezji i schizmy tak dalece starano się w Polszcze katolickiej obudzić, że samą już naukę języka greckiego, jako niepotrzebną Kościołowi łacińskiemu, nie tylko stanowczo potępiano, ale ją na równi kładziono z nauką magii"... "kto się greczyzny w Polszcze uczył, to był czarnoksiężnik". Ks. Ign. Włodek w dziele O naukach wyzwolonych w powszechności i szczególności księgi dwie, Rzym 1780.
  89. Encyklopedia kościelna, III, 627.
  90. Łoś, op. cit., 85.
  91. Łukaszewicz, Obraz..., II, 264.
  92. Czacki, op. cit., 103.
  93. O.F., op. cit., 486.
  94. Berwiński, op. cit., I, 101.
  95. Objaśnienie błędami zabobonów zarażonych oraz opisanie niegodziwości, która pochodzi z sądzenia przez próbę pławienia w wodzie mniemanych czarownic jako takowa próba jest omylna, różnymi dowodami przez J.W.J.X. Józefa Andrzeja hrabi na Załuskach Junoszy Załuskiego [następuje szereg tytułów] stwierdzone. Dla pożytku każdego, osobliwie sędziów, spowiedników, aby sędziowie poznali niepewność takowej próby, a spowiednicy wierzących takim zabobonnym próbom z błędu wyprowadzać mogli. Kosztem Wielmożnego J.X. Marcina Rostkowskiego kanonika kijowskiego do druku podane roku 1766. W Berdyczowie, Drukarni WW.OO. Karmelitów Bosych Fortecy Najśw. P.M. za przywilejem J.K. Mci. (s. 72). Rozdział I O osobach, do których należy zabraniać gustów i zabobonów; jakim sposobem obchodzić się z tymi, którzy się uciekają na poradę w błędach swoich. Zdanie generalne Kościoła, pokuty wyraźne w koncyliach i rezolucja wielu przypadków. Rozdział II O trudności, którą mieli uczeni ludzie przez kilka wieków w rozsądzeniu tej próby przez wodę, której zażywali w próbowaniu czarownic lub czarowników, lub innych występków i w sądzeniu ich na karę przez tę próbę, gdy wrzuceni w wodę tonąć nie mogli, lecz po wodzie pływali, jak pospolicie pławieniem nazywają. Rozdział III Odnowienie tego sposobu próbowania przez pławienie czarownic mniemanych. Zwyczaj w Niemczech i sprzeczki między uczonymi o tej materii. Zwyczaj przeniesiony do Francji. Rozdział IV Jakim sposobem ta próba przez pławienie nastała we Francji. Takową próbę parlament paryski zakazał. Zdanie parlamentu o czarownicach i czarach. Rozdział V Sentencje generalne Kościoła Świętego tyczące się tych osób, którzy (!) zabobony czynią lub do czyniących na jaką uciekają się poradę, to jest kara kościelna.
  96. St. Wodzicki, Wspomnienia z przeszłości.
  97. Afanasjew, Poeticzeskija wozrienija Sławian na prirodu, III, 511.
  98. Karłowicz, op. cit. Dokładny opis: patrz Gryf 1910, s. 168-175, 201-208.
  99. Encyklopedia staropolska, I, 269.
  100. Rozenblatt: Czarownica powołana. Przyczynek do historii spraw przeciw czarownicom w Polsce, Warszawa 1883, s. 63.


AutorJulian Tuwim +
Data wydania1924 +
Klucztuwim-czary-1924 +
Miejsce wydaniaWarszawa +
NazwastronyJulian Tuwim - Czary i czarty polskie oraz wypisy czarnoksięskie +
RodzajBook +
TytułCzary i czarty polskie oraz wypisy czarnoksięskie +
WydawnictwoBiblioteka Polska +